Aby podtrzymać tok narracji muszę zdradzić cel mojej podróży. Po zakończeniu poprzedniej zresztą poprawnie odgadła go Marianka – gratuluję!
Lecę do
Afganistanu, ale z pełnym przekonaniem mogę to napisać dopiero teraz, trzy godziny przed planowanym odlotem. Jeszcze nigdy nie byłem trzymany w niepewności w zasadzie do samego końca.
A było to tak.
Decyzję o wybraniu się do Afganistanu podjęliśmy już w lutym tego roku. Jedziemy solidną 8-osobową grupą, w której znajduje się m.in. Jekatherine (znana z bloga jekatherine.geoblog.pl) z mężem, oraz organizator podróży Piotrek, z którym podróżowaliśmy już do Etiopii czy Południowej Osetii.
Wiedzieliśmy, że do Afganistanu potrzebna jest wiza, ale miał przecież ambasadę w Warszawie – nie trzeba jeździć po Berlinach jak to było w przypadku np. Erytrei (i co Mamama z pewnością pamięta). W lipcu grzecznie udałem się do ambasady i po paru dniach uzyskałem wizę.
Nie minęły nawet dwa tygodnie, gdy gruchnęła wiadomość, że obecny rząd Afganistanu nie uznaje wiz wydawanych przez konsulaty, które formalnie go nie popierają. Konsulat warszawski znalazł się w grupie nieprawomyślnych, a w Europie ostała się tylko Praga i Monachium. Jednak jednocześnie doszła wiadomość, że wizy wydane przed dekretem są ważne. Mogliśmy więc spać spokojnie.
Ale nasz spokojny sen trwał jeden miesiąc. Talibowie dali karencję miesiąca i począwszy od 1 września przestali akceptować wizy wydawane przez nieprawomyślne konsulaty, odsyłając ludzi samolotem powrotnym. Wylot już 12 września, co robić? Jechać na szybko do Pragi i próbować dostać wizę? Możliwe, ale trudne i bardzo czasochłonne. Pozostała opcja B – Piotrek pojedzie do Dubaju dzień wcześniej, złoży wszystkie nasze (w tym swoje) papiery w konsulacie, a my podczas krótkiego okienka w piątek 13 odbierzemy gotowe wizy.
Przylecieliśmy przed 6 rano, o 7 byliśmy już obok konsulatu. Zrobiła się kolejka na 50 osób, ale na szczęście większość z nich miała do załatwienia sprawy administracyjne. My weszliśmy zaraz po otwarciu o 8.30, a jakieś 20 minut później otrzymaliśmy nowe wizy. Uff, lecimy!