W zasadzie dzisiaj miała nie powstawać żadna notka, robię ją tylko po to, żeby pokazać rysunek Martyny i żeby wdrożyć się (oraz nią) we właściwy rytm. Przylecieliśmy chwilę po północy, koło 1:30 byliśmy w łóżkach. Po raz pierwszy na locie do Afryki (poza Egiptem i Marokiem) nie mieliśmy za sobą nieprzespanej nocy w samolocie. Ale i tak spaliśmy niewiele, bo już o 8:30 wyjeżdżaliśmy z hotelu. Miała być ekipa znana z poprzedniej podróży – czyli przewodnik Solomon i kierowca Ketema, ale był tylko Ketema z przewodnikiem zastępczym. Solomon dołączy do nas za parę dni.
Dzisiaj w zasadzie niewiele się działo. W długiej drodze na południe zrobiliśmy tylko krótki treking po Parku Narodowym Abidżata-Szalla –
tym samym, który widziałem nieco ponad rok temu). Zwierzęta też były te same, tzn. strusie, guźce i gazele, jak również trochę ptaków. Zamiast się powtarzać i wrzucać podobne zdjęcia, co w tamtym archiwalnym wpisie, daję głos Martynie, która widziane dziś wrażenia opisała rysunkiem. Dzieci mogły też potrzymać prawdziwe, choć wydrążone, strusie jajo.
Śpimy w miejscowości Dila, w fajnym lodge z dużym basenem i stadami pawianów - samiec przewodzący stadu był tak duży, że można go było wziąć niemal za goryla. Jutrzejszy plan jest bardziej interesujący, spodziewam się zwiedzenia m.in. świeżutkiego, bo sprzed czterech miesięcy, wpisu na listę UNESCO.