Opuściwszy Chavin, nieco odetchnąłem. Pokonaliśmy pętlę północną, nieuczęszczaną i nieprzewidywalną, i wkroczyliśmy na Gringo Trail, gdzie nie spodziewałem się aż takich trudności drogowych. Miałem niby rację, tak ekstremalnych dróg, jak w okolicach Pataz, już nie doświadczyliśmy, choć i tak peruwiańskie trasy dały nam jeszcze popalić. Ale nie uprzedzajmy faktów…
No właśnie, te cywilizowane drogi zaczęły się od konieczności przejechania Limy. 10-milionowy (szacunkowo, bo nikt nie wie, ilu tak naprawdę ma mieszkańców) moloch, ciągnący się przez kilkadziesiąt kilometrów nie ma obwodnicy, a więc przejazd Panamericaną na osi północ-południe wiąże się z przebijaniem się przez ogromne korki. W naszym przypadku Google Maps pokazało około 1,5h opóźnienia. Na szczęście po przebiciu się przez Limę jest dużo lepiej – odcinek Lima-Ica to najlepsza droga w kraju. Mimo to podróż nią nie jest szczególnie komfortowa, zwłaszcza w nocy, kiedy to co drugi kierowca używa długich świateł. W dodatku peruwiańscy kierowcy notorycznie jeżdżą lewym pasem, wyprzedzanie ich przypomina regularny slalom. I to mimo przypomnień „Use carril izquierdo solo para adelantar”, czyli „lewego pasa używaj tylko do wyprzedzania”. Do Pisco, gdzie spaliśmy, dotarliśmy nieco przed 11 w nocy, po drodze doświadczając bardzo niebezpiecznej sytuacji. Po zmroku, na dużej prędkości o mało nie potrąciłem przebiegającego przez autostradę człowieka. Zahamowałem niemal do zera, po drodze robiąc dwa odbicia w prawo i w lewo. Chłopu zapewne stanęła śmierć w oczach, a my długo nie mogliśmy się uspokoić. Na szczęście skończyło się tylko na strachu, ale nigdy nie byłem tak blisko pozbawienia kogoś życia.
Następnego dnia udaliśmy się do
Iki – dużego, ale niezbyt ciekawego miasta, w którym zwiedziliśmy monumentalne
Sanktuarium Senor de Luren ze słynną rzeźbą ukrzyżowanego Chrystusa. Z Iki już tylko rzut beretem do
geoglifów Nazca, jednego z symboli Peru i ciągle nierozwiązanej zagadki z przeszłości. Miałem zagwozdkę, czy zwiedzić Nazcę „jak należy”, płacąc za samolot (za całą rodzinę wyszłoby ponad 1000 zł) czy poprzestać na wieży widokowej. Ostatecznie poprzestaliśmy na wieży, oglądając jedynie próbkę geoglifów, i wcale nie mamy poczucia żalu. Owszem, z ziemi widocznych jest tylko kilka, ale wystarczyło, żeby poczuć klimat miejsca. Nowa, wyższa wieża widokowa została wybudowana parę lat temu, z poprzedniej faktycznie było niewiele widać.
Nazca to najgorętsze miejsce w całym Peru, środek pustyni (nomen omen, sama nazwa miasta oznacza „pozbawiony wody”). Jak w takim piekle mogła rozwinąć się zaawansowana cywilizacja tworząca takie wspaniałości? Odpowiedź na to pytanie można częściowo poznać w samym miasteczku Nazca, za pomocą tamtejszych wspaniałych akweduktów. Skojarzenia ze znanymi akweduktami będą jednak fałszywe – te z Nazca zupełnie nie przypominają rzymskich ze słynnym Pont du Gard na czele. Peruwiańskie akwedukty są w większości podziemne, a punkty czerpania wody mają kształt spirali. Przypominają więc irańskie
kanaty), ale jest pewne, że ta technika rozwinęła się w Ameryce zupełnie niezależnie.
Okolice Nazca obfitują w osobliwości archeologiczne i podczas podróży zahaczyliśmy o jeszcze jedną. Z pewną obawą pojechaliśmy do położonego ok. 30 km od Nazca
cmentarza Chauchilla. Skąd ta obawa? Chauchilla to miejsce nieortodoksyjne, cmentarz z… odkrytymi grobami. Pochodzące z czasów przed IX w. groby jeszcze do niedawna były zupełnie opuszczone, plądrowane i niszczone. Na szczęście rząd peruwiański to zmienił, otoczył rozkopane groby barierkami, ale i dzisiaj po godzinach można tam wjechać bez żadnych przeszkód. Kości ludzkie walają się po powierzchni, można wręcz grać w piłkę czaszkami. W ogóle szczątki ludzkie są wyjątkowo dobrze zachowane, a to dzięki stosowanej technice mumifikacji. Ciała (w tym malutkich dzieci) wyglądają dość makabrycznie i obawialiśmy się, jak zareaguje na to nasza prawie 7-letnia Martyna. Niepotrzebnie - nie tylko nie miała problemów z oglądaniem mumii, ale chciała dotykać ludzkich kości. A raz powiew wiatru strącił jej kapelusz prosto do grobu! Na szczęście nie spadł prosto na mumię, a znaleziony obok drąg pozwolił go wydostać.