Dzień rozpocząłem od wizyty w starym mieście w Al-Uli oraz na tamtejszym dworcu kolejowym, zbudowanym jeszcze w czasach Imperium Ottomańskiego w ramach linii kolejowej Hidżaz, obsługującej trasę Stambuł-Mekka. Budynek dworca jest opuszczony, choć w niezłym stanie, obok leżą porzucone stare wagony.
Hitem dnia miała być wizyta w
Mada’in Salih, największej atrakcji turystycznej w Arabii Saudyjskiej i jedynego (!) miejsca poza muzeami, do którego trzeba było kupować bilety wstępu. Bilet kosztuje 95 riali (około 100 zł) i żeby dostać się na najlepszą godzinę, dobrze go rezerwować z minimalnym wyprzedzeniem. Uwaga – wycieczki do Mada’in Salih startują z Al-Uli, miejsca zwanego Winter Park.
Dzień wcześniej kupiłem online bilet do Mada’in Salih, więc byłem pewny, że się zabiorę pierwszym porannym autokarem. Ludzi było dość sporo, bo dołączyła do nas wycieczka z Belgii, było też czterech innych Polaków. To było pierwsze miejsce w Arabii, w którym widziałem tylu ludzi z zagranicy. Większość przybyła z Dżeddy, część pociągiem i autokarem, część samolotem, za horrendalne 300 USD w obie strony.
Wycieczka rozpoczyna się od kolejnego dworca linii Hidżaz, tym razem odnowionego na wysoki połysk (budynki służą za pomieszczenia centrum dla zwiedzających), z lokomotywą i wagonami, prawdopodobnie replikami oryginalnych. Dalej trzeba się przesiąść w kolejny, właściwy autokar, który obwozi po samym Mada’in Salih.
Mada’in Salih nie zawiodło i chyba zasłużenie jest traktowane jako atrakcja nr 1 w Arabii. To ruiny starożytnego miasta zbudowanego przez Nabatejczyków, tych samych, którzy zbudowali odległą o kilkaset kilometrów na północ Petrę. Można powiedzieć, że Mada’in Salih to taka Petra-bis, choć moim zdaniem Petra jest nieco ciekawsza, bo bardziej zróżnicowana. W Mada’in Salih można oglądać przede wszystkim wykute w skałach grobowce i trochę napisów. Grobowce są wspaniałe, zwłaszcza te, które wykuto w pojedynczych skałach i takie, w których zachowały się w całości pięknie rzeźbione portyki. Przewodniczka pozwoliła wejść tylko do jednego z nich, ale to nic nie szkodziło – w środku nie ma nic ciekawego, żadnych rzeźb tylko puste komory grobowe.
Dodatkową atrakcją są piękne formy skalne, wśród których Nabatejczycy zbudowali to miasto.
W Mada’in Salih świętowałem przekroczenie ważnego dla mnie progu – było to
500. miejsce z listy UNESCO, które odwiedziłem. O ile wiem, przede mną dokonało tego tylko sześciu Polaków, z czego żaden przed czterdziestką. Listę zacząłem systematycznie kompletować w 2013 r., a w marcu 2014 przekroczyłem sto odwiedzonych miejsc – miejscem nr 100 był Kanał Południowy we Francji. Próg 200 osiągnąłem w czerwcu 2017 r. w portugalskiej
Coimbrze, miejsce nr 300 to meksykańskie
Teotihuacan w lutym 2019, a 400 to Stonehenge w sierpniu 2020. Jak widać, kolejne setki zajmowały mi coraz mniej czasu, ale to tempo ciężko będzie utrzymać, bo pozostaje mi coraz mniej łatwych miejsc w Europie. Będę się cieszył, jeśli próg 600 odwiedzonych miejsc osiągnę w 2023.
A już tego samego dnia rozpocząłem drugą pięćsetkę. Miejscem nr 501 było
historyczne centrum Dżeddy, do którego dotarłem po ok. 7 godzinach jazdy, po drodze zatrzymując się w ruinach Yanbu Al Nakhal. O ile w Mada’in Salih temperatura wynosiła komfortowe 22-25 stopni, w miarę przybliżania się do Morza Czerwonego stale rosła, osiągając rekordowe 37 stopni. Stare Miasto w Dżeddzie zwiedzałem wieczorem, w trochę bardziej komfortowych warunkach – temperatura wynosiła 33 stopnie, ale we znaki dawała się wysoka wilgotność. Starówka w Dżeddzie jest rzeczywiście unikalna, choć mocno zaniedbana – budynki nieraz w ruinie, przepiękne drewniane balkony nierzadko w fatalnym stanie. Dżedda jest objęta programem Vision 2030 i do tego czasu powinna być gruntownie odnowiona. Na pewno po odnowieniu starówka zyska wizualnie, ale straci na autentyczności.