Z rana zabrałem z Dżeddy znanego podróżnika Artura Anuszewskiego, z którym mieliśmy podróżować przez 5 następnych dni. Artur od wybuchu pandemii siedział w domu i dopiero w październiku wybrał się w swoją pierwszą od dwóch lat podróż. Artur podróżuje bardzo budżetowo, a jego opowieści o tym, jak spędził pierwszy miesiąc podróży wydając grosze (m.in. 5 dni w Wadi Rum za mniej niż 200 zł) były bardzo inspirujące. Potrafi też zawstydzić niejednego młokosa – w Dżeddzie codziennie pokonywał pieszo ponad 20 kilometrów, mimo 37-stopniowego upału i wysokiej wilgotności.
Ze mną miał jednak chodzić o wiele mniej, w zamian za to oglądając rzeczy, których prawdopodobnie nie byłby w stanie zobaczyć podróżując w dotychczasowym stylu. Rozpoczęliśmy od rezerwatu przyrody
Dżabal Szada, słynnego ze swoich niesamowitych formacji skalnych. Do rezerwatu wiedzie droga z tak stromymi podjazdami, że niczego podobnego nie widziałem w życiu – a stali czytelnicy wiedzą, że mam w tym doświadczenie, bo prowadziłem samochód w ponad 40 krajach na 6 kontynentach, przejeżdżając poza Polską dobrze ponad 80 tys. kilometrów. Tutaj wiele razy wjeżdżając na serpentynę nie widziałem nawet asfaltu! Po przejechaniu sprawdziłem średnie nachylenie i wyniosło skromne 10%, ale daję głowę, że miejscami nachylenie musiało wynosić ponad 20%, może nawet 25%. Tam się po prostu inaczej konstruuje drogi. Na szczęście mój Hyundai accent dał radę wjechać na te stromizny, przez co mogliśmy się cieszyć wspaniałymi widokami.
Z Dżabal Szada pojechaliśmy do historycznej wioski
Thee Ain, zrekonstruowanej na modłę tradycyjnych wiosek z regionu. Thee Ain to modelowy przykład podejścia Arabii Saudyjskiej do atrakcji turystycznych. Z daleka prezentuje się przepięknie i powinna być jedną z topowych atrakcji kraju. Podjechaliśmy do samej wioski, zostawiliśmy auto na sporym parkingu i ruszyliśmy w górę. Na miejscu była jakaś para turystów, a poza tym kompletna pustka. Żadnego strażnika, sprzedawcy pamiątek, kompletnie żadnych oznak życia! Swobodnie spacerowaliśmy pomiędzy budynkami, ale oprócz kamieni i drewna nie było tam kompletnie nic. Może w ramach Wizji 2030 coś tu drgnie, na razie wygląda to cokolwiek dziwnie.
Tego dnia obejrzeliśmy jeszcze jedną historyczną wioskę –
Rijal Alma. Rijal Alma to jeden z symboli południa Arabii Saudyjskiej i spodziewaliśmy się po niej nieco więcej życia, niż w Thee Ain. I rzeczywiście, w Rijal Alma można było kupić pamiątkę, coś zjeść czy wypić kawę, a nawet zajrzeć do okolicznego muzeum. Sama wioska jest prawie w całości rekonstrukcją, ale ta rekonstrukcja udała się Saudyjczykom całkiem dobrze, mimo, że wioska jest malutka. Budynki przypominają architekturę z Jemenu, do którego z Rijal Alma nie jest wcale tak daleko.
EDIT: Niniejsza notka była moją 500. na Geoblogu! Ta relacja z podróży jest wyjątkowo pełna okrągłych liczb!