Ostatnie dwa dni mojego pobytu w Azerbejdżanie spędziłem w
Nachiczewańskiej Republice Autonomicznej, największej prawdziwej (tzn. takiej, do której można się dostać tylko przejeżdżając przez terytorium innego państwa) eksklawie na świecie. Przed pierwszą wojną o Karabach Nachiczewan i właściwy Azerbejdżan łączyła linia kolejowa, ale od 30 lat to połączenie jest całkowicie przerwane. W ramach zawieszenia broni po drugiej wojnie o Karabach Armenia ma obowiązek zapewnić Azerom swobodny dostęp do terytorium Nachiczewanu, ale obecnie obie strony spierają się, co to sformułowanie ma oznaczać – Azerowie twierdzą, że korytarz powinien mieć pełną eksterytorialność, Ormianie z kolei uważają, że mają prawo do kontroli przejazdu. Droga i linia kolejowa jest w (od)budowie, ale jej ostateczny los jest ciągle niepewny.
W tytule notki jest nieco przesady – trudno uznać Nachiczewan za „nieodkryty”, ale z powodu izolacji dociera tu ciągle niewielu turystów. Tymczasem dostać się do Nachiczewanu wcale nie jest trudno – z Baku lata tu kilka samolotów dziennie, miejscowe lotnisko obsługuje też loty międzynarodowe do Stambułu i Moskwy.
Już na pierwszy rzut oka widać, że Nachiczewan to inny Azerbejdżan – lata izolacji zrobiły swoje. Na przykład o ile w takim Baku rosyjski to język powszechnie używany i nie ma żadnego problemu, aby się w nim dogadać, w Nachiczewanie nie mówi nim praktycznie nikt. Ba, można zaryzykować stwierdzenie, że często łatwiej się tu dogadać po angielsku niż po rosyjsku. Nawet Azerbaijan Airlines na trasie do Nachiczewanu dają komunikaty tylko po azersku i angielsku.
Specyficzne położenie sprawia, że Nachiczewan jest traktowany trochę jak wyspa, ze wszystkimi tego pozytywnymi konsekwencjami – ludzie lepiej się znają i jest bezpiecznie. Choć gęstość zaludnienia jest na papierze całkiem spora, ale w praktyce wszędzie czuje się przestrzeń. Ogólnie można powiedzieć, że Nachiczewan wydaje się całkiem niezłym miejscem do życia, choć pisałem to doświadczając go w czasie wspaniałej wrześniowej pogody. Latem potrafi tu być ekstremalnie gorąco, zimą za to przenikliwie zimno.
Na pewno Nachiczewan jest świetnym miejscem dla turystów – chociażby z tego względu, że dosłownie wszystkie atrakcje turystyczne republiki są bezpłatne! Jak słowo daję, nie trzeba było nigdzie płacić za wstęp! A daję słowo, że w Nachiczewańskiej Republice Autonomicznej jest co zwiedzać. A więc po kolei.
Zwiedzanie zacząłem od samego miasta Nachiczewan i zabytków takich, jak
Pałac Chana,
Meczet Piątkowy czy
Grób Noego. Trudno powiedzieć, czy rzeczywiście leżał tu biblijny Noe, choć byłoby to dość prawdopodobne, biorąc pod uwagę, że jego arka zatrzymała się na Araracie, odległym od Nachiczewanu tylko o jakieś 150 km. Nie wiadomo tylko po co robią wokół niego paskudne rusztowanie z metalu.
W Nachiczewanie znajdują się też dwa z czterech wspaniałych mauzoleów, stanowiących chyba najwspanialsze zabytki tej republiki. Mowa o pięknym
Mauzoleum Momine Chatun i nieco skromniejszym
Jusifa ibn Kuseira. Oprócz tej dwójki w eksklawie znajdują się jeszcze dwa, wśród nich mauzoleum
Gulustan - najskromniejsze z całej czwórki, ale za to najładniej położone tuż nad samą rzeką Araks, jakieś 100 metrów od granicy z Iranem. Spoglądałem na Iran i wróciły dobre wspomnienia naszej szalonej
podróży sprzed trzech lat, w której zresztą spędziliśmy trochę czasu w irańskim Azerbejdżanie Wschodnim i Zachodnim. Trzeba tam jeszcze wrócić!
Wracając do mauzoleów, czwórkę nachiczewańskich mauzoleów zamyka najwspanialsze z nich,
Mauzoleum Karabaglar, kilkanaście kilometrów na północ od stolicy. Patrząc na nie znów przywołałem wspomnienia z Iranu, w szczególności kilkunastogodzinną podróż do
Gonbad e-Kawus, wielkiej wieży-mauzoleum, przypominającej nieco nachiczewańskie mauzolea. Mauzoleum w Gonbad e-Kawus było pierwszym w tym stylu, ale poza wysokością nie równa się z budowlami w Nachiczewanie. Te są zdecydowanie kunsztowniej zrobione i po kompleksowej renowacji wyglądają po prostu wspaniale. Nachiczewańskie mauzolea są też świadectwem odrębności tego regionu - widać po nich, że znajdujemy się w miejscu kulturowo różnym od Iranu (można tu spotkać wizerunki zwierząt czy nawet ludzi, rzecz nie do pomyślenia w Iranie) czy też Turcji (gdzie w ogóle nie ma budowli tego typu, style architektoniczne są zupełnie inne). Przy okazji, mauzoleum Momine Chatun wybudował miejscowy zwierzchnik dla swojej żony, co nasuwa skojarzenia z Tadż Mahal. Kunsztem Tadż Mahal wprawdzie nie dorównuje, ale zdecydowanie architekt tej budowli nie ma się czego wstydzić.
W ramach półtoradniowej wycieczki wybrałem się też do małej miejscowości
Ordubad, w radzieckich czasach całkiem ważnego węzła komunikacyjnego, które po rozpadzie ZSRR mocno straciło na znaczeniu. Ordubad w czasach świetności szczycił się aż 7 meczetami nieposiadającymi minaretów – miasto ich nie potrzebowało, bo wszystkie były na wzgórzu. Dziś trwają intensywne prace restauratorskie, aby ożywić to nieco senne miasteczko, którego symbolem jest miejscowe muzeum, przerobione z dawnego sklepu z biżuterią. Niby nic wielkiego, ale takich sklepów w islamskim świecie było tylko trzy – w Ordubadzie, nieodległym Tebrizie i Samarkandzie!
W Ordubadzie była okazja podziwiać kolejną z nachiczewańskich osobliwości – osobne kołatki dla kobiet i mężczyzn. Gość podchodził do drzwi, i używał przeznaczonej dla swojej płci kołatki, wydającej różne dźwięki. Nie było więc zagrożenia, że gościni-kobiecie otworzy drzwi mężczyzna lub odwrotnie. Pomysłowe!
Po drodze z Ordubadu wstąpiliśmy do ważnego w Islamie miejsca – wymienionej w Koranie (a także w Biblii) jaskini
Aszabi-Kahf, w której mieli schronić się i usnąć na 300 lat prześladowani religijnie bracia. Bardziej znanym miejscem, które też przyznaje się do tej legendy, jest jaskinia niedaleko Efezu, a oprócz niej co najmniej dwa inne miejsca w Turcji. Ale i pomijając otoczkę religijną Aszabi-Kahf to ciekawe i godne zobaczenia miejsce, choćby z perspektywy walorów przyrody.
Na koniec opowiem o jeszcze jednym, być może najbardziej niezwykłym miejscu w całym Nachiczewanie. Wystarczy przejechać 10 kilometrów od stolicy, aby zobaczyć kompletnie zmieniony, księżycowy krajobraz. Znajduje się tam góra i
Jaskinia Duzdag, jedyna w swoim rodzaju grota solna, zamieniona w uzdrowisko. Chorzy na choroby płuc, w szczególności astmę, przybywają tam na kilkutygodniowe turnusy, ponoć świetnie wpływające na stan zdrowia astmatyków. Chorzy przybywają do jaskini, spędzają tu kilka godzin na odpoczynku i śnie, po czym wyjeżdżają na noc do pobliskiego hotelu. W samej jaskini panuje klimat nieco podobny do Wieliczki, z tym, że nie trzeba zjeżdżać w dół, a jaskinię podziwiać może nawet osoba o ograniczonych możliwościach ruchu.
Bardzo mi się podobał mój krótki pobyt w Nachiczewanie, a samą eksklawę uważam za jedno z podróżniczych odkryć. Z całą pewnością jest to miejsce warte zobaczenia i szczerze zachęcam do uwzględnienia Nachiczewanu w swoich planach. Gdyby ktoś potrzebował przewodnika, podaję namiary do sympatycznego i dobrze mówiącego po angielsku Emila +994702101020.