Jak już pisałem, w samym Baku byłem już 11 lat temu i nawet wtedy było ono bardzo przyjemnym miastem, unikalnym w całym byłym ZSRR, przypominającym nieco stylem Dubaj. Obecnie jest tylko lepiej, z promenady znikł wszechobecny zapach siarki, a niemalże całe centrum jest pięknie odnowione. Jedyne, co nie uległo zmianie lub się wręcz pogorszyło to korki – są do tego stopnia uciążliwe, że nawet w eskorcie policji „na bombach” (która wszędzie towarzyszyła naszej VIP-owskiej wycieczce) musieliśmy swoje odstać.
11 lat temu, choć jeszcze nie byłem fanem listy UNESCO (a może jeszcze o tym nie wiedziałem ;-)), zwiedziłem z Kasią wówczas jedyne azerbejdżańskie wpisy w samym Baku i nieopodal stolicy. Trochę przypadkowo przyszedł czas na rewizytę, która miała objąć też inne, nieodwiedzone wcześniej miejsca. Ostatecznie, również z powodu pogody, nie objęła, ale i tak było interesująco.
Rozpoczęliśmy od zwiedzania wpisanych na listę UNESCO
rysunków naskalnych Gobustan. I tu się nie zawiodłem, bo zawieziono nas do innego miejsca niż to, które zwiedziłem dawno temu. Jest to jedno z nielicznych miejsc, gdzie po skałach z rysunkami można normalnie chodzić, skakać, robić co chcesz. Być może normalnie za turystą chodzi jakiś strażnik, my mieliśmy je tylko dla siebie. Trzeba uczciwie powiedzieć, że są to jedne z lepiej zachowanych rysunków tego typu, z perspektywy turysty znacznie bardziej spektakularne niż słynne Val Camonica we Włoszech czy nawet Tanum w Szwecji.
Od rysunków naskalnych tylko rzut beretem dzielił nas od najbardziej znanej atrakcji okolic Baku -
wulkanów błotnych w Parku Narodowym Gobustan. Wulkany – powstałe poprzez wydobywanie się na powierzchnię naturalnego gazu – też już widziałem i na pewno przez 11 lat trochę podrosły :-) Tym razem mieliśmy dodatkową atrakcję, bo nasz kolega Jeff Shea – powtórzę, zdobywca Korony Ziemi i jeden z najbardziej doświadczonych podróżników na świecie – postanowił się wykąpać w takim wulkanie. Golema, który z tego powstał, możecie podziwiać na zdjęciach ;-)
Następnego dnia wybraliśmy się do miejsca, które 11 lat temu jeszcze nie było na liście UNESCO i zostało na nią wpisane dopiero w 2019 r., w dość kontrowersyjnych okolicznościach – negatywna opinia („nie wpisywać”) ciała doradczego ICOMOS została zmieniona na rekomendację „wpisać”. Tak się składa, że gospodarzem Komitetu Światowego Dziedzictwa było wtedy Baku i zmiana rekomendacji była prezentem dla gospodarzy. Takie prezenty zdarzają się dość często – wcześniej Polska wpisała w ten sam sposób (tzn. na sesji w Krakowie i mimo zastrzeżeń ICOMOS) kopalnię w Tarnowskich Górach.
Miejscem, o którym mowa, jest miasto Szeki, a w szczególności
Pałac Chanów Szekijskich, położony na azerskiej prowincji, kilka godzin drogi od Baku. Jazda do Szeki, zwiedzanie pałacu i powrót do Baku zajęły nam cały długi dzień, i to – powtórzę się – pomimo asysty policjantów na sygnale, ale zdecydowanie było warto.
Chanat Szekijski to jedno z kilkunastu niezależnych państw, które istniały w XVIII w. i zakończyły państwowość w 1813 r., podbite przez Carstwo Rosyjskie (innym z takich państw był Chanat Karabachu w Szuszy i Agdamie). Dosłownie kilkanaście lat wcześniej, pewnie nie przeczuwając rychłej katastrofy, ukończono budowę Pałacu Chanów. Choć położenie na głębokiej prowincji raczej nie sprzyjało zabytkom klasy Pałacu Chanów, wydaje się, że Szeki miało szczęście. Pałac przetrwał w dobrym stanie, a po 2000 r. dokonano tu kompleksowej renowacji.
Wiedząc o kontrowersjach związanych z wpisem, nie spodziewałem się po Pałacu Chanów zbyt wiele. Tymczasem to, co zobaczyłem, zachwyciło mnie do tego stopnia, że traktuję pałac jako jeden z najwspanialszych zabytków całego Zakaukazia. Choć pałac jest niewielki, każdy z jego użytkowych pokoi to istne dzieło sztuki, ze wspaniale zdobionymi ścianami i sufitem. Mimo położenia w świecie muzułmańskim, rzeźby i malowidła nie stronią od postaci zwierząt czy ludzi – jak nam wielokrotnie powtarzano, w Azerbejdżanie tradycja zazwyczaj zwyciężała z religijną ortodoksją. Na szczególną uwagę zwracają tzw. szebeke, witraże robione specjalną techniką bez użycia kleju czy gwoździ, w których każdy element jest indywidualnie dopasowany.
Nie widziałem wcześniej nic podobnego do pałacu w Szeki. Najbliższe stylem jest wspaniałe mauzoleum Safi al-Dina w Ardabilu, które opisywałem w notce tutaj, ale lista Światowego Dziedzictwa spokojnie pomieści oba te zabytki.
W Pałacu Chanów Szekijskich nie można robić zdjęć, ale specjalna grupa pod patronatem samego prezydenta takich ograniczeń oczywiście nie miała. Skorzystałem z przywileju, dzięki czemu ten wspaniały zabytek możecie podziwiać na załączonych zdjęciach.