Przedostatniego dnia wypożyczonym po paskarskich cenach autem udałem się na jednodniowy trekking po
Parku Narodowym Kilimandżaro. Nie miałem czasu, a po prawdzie też ochoty, na zdobywanie szczytu, ale chciałem poczuć trochę górę i odhaczyć kolejne miejsce z listy UNESCO.
W niecałe 3h (jestem z siebie dumny, bo zwyczajowy czas to 3,5-4h) pokonałem 900 m różnicy wysokości, dochodząc do pierwszej stacji na „Coca-Cola Route” z Bramy Machame do
Mandara Hut na wysokości 2700 m n.p.m. Z Mandara Hut zobaczyłem jeszcze krater Maundi. Pokonałem pierwszy przystanek trasy, którą półtora miesiąca później pokonywał – niestety tylko w jedną stronę – Aleksander Doba*. Samego szczytu podczas trekkingu nie widziałem, ale dwa dni później zaprezentował mi się pięknie z samolotu.
Przyjemność jest niestety dość droga – wejście do parku kosztuje 87$, wynajęcie obowiązkowego przewodnika to kolejne 35$, nie wspominając o transporcie do parku. Czy było warto? Mam wątpliwości. Droga do pierwszej stacji wiedzie przez las tropikalny który widziałem już w życiu wiele razy, co oznacza, że nic specjalnie wyjątkowego nie doświadczyłem. Nabawiłem się za to pęcherzy i dwa następne dni chodziłem w klapkach. Może niedługo takie poświęcenie jak moje w ogóle nie będzie konieczne i na Kilimandżaro będzie można wjechać kolejką górską… Pomysł wydaje się absurdalny i nierealny, ale okazuje się, że jest poważnie rozważany!
https://www.outsideonline.com/2420863/cable-car-mount-kilimanjaro#close
Moim przewodnikiem był Solomon, który w swojej karierze przeszedł wszystkie szczeble kariery od tragarza, poprzez kucharza, asystenta przewodnika do pełnego przewodnika. Solomon nie ma agencji turystycznej, ale bardzo chce samodzielnie organizować wyprawy i zna w okolicy wszystkich. Gdyby ktoś był zainteresowany zdobyciem Kilimandżaro naprawdę po kosztach, podaję mail selehonguo99@gmail.com i telefon +255788468370.
Czy kiedyś zdecyduję się na pełne zdobywanie góry? Szczerze w to wątpię, a już na pewno nie wtedy, gdy będę ciągle pracował na etacie i odliczał dni urlopu. Poza tym jak by nie patrzeć trzeba na Kili poświęcić co najmniej 1500$ - są wyższe góry, które da się zrobić dużo taniej.
W drodze powrotnej do Aruszy, na przedmieściach miasta rzucił mi się w oczy napis po polsku! Okazuje się, że nieopodal, w miejscowości
Tengeru, jest
cmentarz polskich uchodźców, których los rzucił tutaj po ewakuacji armii Andersa z Iranu. Cmentarz jest wspaniale odnowiony dzięki staraniom rządu polskiego, a najnowszy grób pochodzi z 2015 r. Z głównej drogi do cmentarza jest tylko 5 km, ale po fatalnej drodze – Tanzania już tak ma, że po zjechaniu z asfaltu droga zamienia się w zupełnie tragiczną.
O obozie i cmentarzu można więcej poczytać tutaj:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Ob%C3%B3z_w_Tengeru
* Zanim poznałem szczegóły śmierci Olka wiedziałem, że coś było nie tak czytając, że doszedł na szczyt o 11.00. Zdobywanie szczytu Kilimandżaro jest pomyślane tak, żeby przeciętny wspinacz wszedł na szczyt na wschód słońca, czyli około 6 rano. 11.00 oznaczała, że Olkowi atak szczytowy zajął prawie dwa razy więcej czasu. Na marginesie, szczyt zdobywają ludzie nawet znacznie starsi niż Olek – mój przewodnik opowiadał o parze pod osiemdziesiątkę, którą z sukcesem wprowadził na szczyt. Tamta para zrobiła to jednak podczas 11-dniowej wyprawy, podczas której odcinki 3-godzinne pokonywali w 7-8 godzin, rozmyślnie idąc ekstremalnie powoli. Zupełnie inny styl niż podczas wyprawy Olka.