Pomysłodawcom przeniesienia stolicy Brazylii z pewnością udała się jedna rzecz – rozwinięcie ekonomiczne środka kraju. Stan Goias, z którego wykrojono Dystrykt Federalny, jest dobrze rozwinięty i stał się naszym ulubionym stanem. Tym bardziej, że tankowanie było tu zdecydowanie najtańsze – litr etanolu kosztował nawet 2,75 reala (2 złote).
Ale stan Goias zachwycił nas przede wszystkim wspaniałą przyrodą i tu spędziliśmy nasze najlepsze dni wśród natury. Po opuszczeniu Brasilii pojechaliśmy na nocleg do
Formosy, będącej niczym więcej niż sypialnią stolicy. Dość powiedzieć, że mimo noclegu w centrum miasta rano obudziły nas piejące koguty (swoją drogą, w Brazylii było to dość częste).
Z Formosy z samego rana podjechaliśmy do
wodospadu Itiquira, oddalonego o jakieś 40 minut drogi. Itiquira ma wysokość 168 m i, jak pisze Wikipedia, jest najlepiej dostępnym wodospadem tej wielkości w Brazylii. Rzeczywiście, do parku wiedzie dobra asfaltowa droga, a od kas biletowych do samego wodospadu dzieli 15-20 minut marszu. Poza ostatnim, nieobowiązkowym odcinkiem do podnóża wodospadu można ją nawet pokonać na wózku inwalidzkim. Przy przejściu pod sam wodospad zmoczenie obowiązkowe!
Trzy godziny drogi dalej czekała nas kolejna świetna atrakcja, zwana pompatycznie
Księżycową Doliną (Vale da Lua). Fantastyczne kształty wapiennych skał uformował płynący tu przez setki tysięcy lat strumień. Jak to zwykle bywa w brazylijskich atrakcjach przyrodniczych, w płytszym miejscu można się kąpać, z czego skwapliwie skorzystaliśmy.
Następnego dnia wybraliśmy się do najważniejszego punktu naszej wizyty –
Parku Narodowego Chapada dos Veadeiros, wpisanego na listę UNESCO jako jeden z najlepszych przykładów ochrony brazylijskiej sawanny, zwanej tutaj
cerrado. Park jest czynny od 8.00 do 18.00, ale żeby wejść do środka, trzeba się zameldować przed 12.00. Wszystko dlatego, że oferowane trasy są bardzo długie i wymagające. Na szczęście można też zrobić nieco krótszy, 7-kilometrowy trekking do bystrzy, chyba jedyny, który w tej temperaturze (było koło 33 stopni) nadawał się dla mojej pięciolatki. Niestety, ta trasa omija najciekawsze widoki, w tym na 120-metrowy wodospad. Ale i tak było świetnie, po drodze minęliśmy stado papug i zbieraliśmy przezroczyste, kwarcowe kamyki.