Choć Bułgaria nie kojarzy się z topowymi atrakcjami turystycznymi, zarówno pod kątem historycznym, jak i przyrodniczym jest krajem bardzo ciekawym. Trudno zresztą o nieciekawą historię w kraju, który jest tak położony. Ze wszystkich sąsiadów tylko na zachodzie mają kraje pokrewne językowo i alfabetycznie. Bo przecież i Rumunia, i Grecja, o Turcji nie wspominając, posługują się językami i alfabetami zupełnie różnymi od bułgarskiego. Bo choć cyrylica jest niby oparta na alfabecie greckim, czytając napisy w tych językach trudno doszukać się podobieństwa.
Przy okazji alfabetu, przyznam się do mojej ignorancji – z uwagi na ogromne podobieństwo alfabetu bułgarskiego do rosyjskiego, myślałem, że to właśnie bracia ze wschodu przywlekli tu alfabet. Tym bardziej, że przecież widziałem pozostałości państwa bułgarskiego w Bułgarze Wielkim na terytorium obecnego Tatarstanu w Środkowej Rosji. Tymczasem bliższe prawdy jest twierdzenie odwrotne – to właśnie w Bułgarii cyrylica została po raz pierwszy spisana i stąd pochodzą pierwsze zachowane inskrypcje w tym języku. I to właśnie z Bułgarii cyrylica rozprzestrzeniła się na Ruś Kijowską i dalej na wschód. Choć prawdą jest również, że współczesny alfabet bułgarski został niedawno, bo pod koniec II wojny światowej, zreformowany na podobieństwo rosyjskiej grażdanki.
A przy okazji, Bułgarzy ze stepów europejskiej Rosji nie mają zbyt wiele wspólnego z tymi z Bułgarii – choć wywodzą się z tego samego plemienia, ich drogi rozeszły się już w VII wieku i od tego czasu prawie się nie krzyżowały.
Zanim plemiona bułgarskie przybyły na Bałkany, obecną Bułgarię zasiedliły plemiona słowiańskie, a jeszcze wcześniej inne koczownicze ludy z Azji, tworzące już od IV w. p.n.e. Królestwo Tracji. I to właśnie z okresu trackiego pochodzą najwspanialsze zabytki w Bułgarii. Wśród nich jest
tracki grobowiec z Kazanłyku pochodzący z ok. 300 r. p.n.e. Odkryto go przypadkiem w 1944 r. (mniej więcej w tym samym czasie odkryto jaskinie w Lascaux), choć najwidoczniej wcześniejsze pokolenia miały więcej sprytu lub szczęścia, bo odkryty grobowiec był obrabowany. Na szczęście rabusie nie byli zainteresowani tym, co do dzisiaj stanowi największy skarb grobowca – przepięknymi malowidłami. Niestety, oryginalny grobowiec nie jest dziś dostępny dla zwiedzających, ale – znowu podobnie jak w Lascaux – obok wybudowano jego wierną kopię. Grobowiec jest malutki, ale malowidła zapierają dech - w zmyśle artystycznym Tracy z pewnością mogli równać się greckim sąsiadom z południa.
Popołudnie spędziliśmy podziwiając zabytki z nieco młodszego okresu historii Bułgarii – prawosławne cerkwie z
Nesebyru, pochodzące przeważnie z X – XIV w. Samo stare miasto w Nesebyrze jest chyba najpopularniejszą bułgarską atrakcją – nic dziwnego, skoro ze Słonecznego Brzegu można tam dojść na piechotę, a z Burgas zajechać w trochę ponad pół godziny. Miasteczko jest do bólu turystyczne, ale pod koniec września, gdy nie było tam tłumów, całkiem przyjemne. Choć brak tłumów ma swoje wady – z licznych obecnych tu knajpek spora część była nieczynna, a w nielicznych otwartych praktycznie nie było gości.
Jeśli chodzi o cerkwie, mam mieszane uczucia – wprawdzie bardzo ładnie komponują się w krajobraz starego miasta, ale w środku najczęściej mają niewiele do zaoferowania. Chyba tylko w jednej pw.
św. Szczepana można oglądać oryginalne freski. Kilka cerkwi jest zupełnie zrujnowanych lub nie zawiera nic oprócz gołych murów i znacznie bardziej współczesnych ikon.
Wieczór i noc spędziliśmy w Słonecznym Brzegu, jednym z najpopularniejszych bułgarskich kurortów. Ludzi znów praktycznie nie było, przez co miasteczko wydało się całkiem znośne. Nie chciałbym jednak zwiedzać go w szczycie sezonu. Choć przyznaję, że miejscowa plaża prezentuje się wspaniale, to im dalej od niej, tym bardziej dziadowsko – popękane chodniki, brak dobrze zaopatrzonych sklepów spożywczych, dzikie parkingi i tego typu atrakcje. Zdecydowanie klimat nie dla nas, a przynajmniej nie dla dorosłej części naszej wycieczki ;-)