Geoblog.pl    stock    Podróże    Południowa Osetia    O krok od międzynarodowego skandalu
Zwiń mapę
2019
21
wrz

O krok od międzynarodowego skandalu

 
No Mans Land
No Mans Land, Cchinwał
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 2050 km
 
Parada się skończyła, po części oficjalnej przyszła kolej na mniej oficjalne świętowanie Dnia Republiki. Ludzie przenieśli się do parku miejskiego, gdzie czekały na nich występy artystyczne oraz stoiska z lokalnym jedzeniem. Próbowaliśmy pysznego południowoosetyjskiego wina, tutejszych serów, szaszłyków i tym podobnych przysmaków. Piłem lokalną czaczę (bimber z winogron) w tradycyjny miejscowy sposób, czyli ze zwierzęcego rogu (pół biedy, jeśli jest to róg barani, widziałem też rogi bycze, gdzie zmieści się naraz z pół litra siwuchy). Stoisk było niewiele, ale było miło i sympatycznie. Jako jedyne osoby spoza Osetii i Rosji byliśmy niemałą atrakcją, udzieliłem nawet wywiadu miejscowej telewizji.

Wśród gości tego pikniku był też sam prezydent Anatolij Bibiłow w towarzystwie prezydenta innego nieuznawanego kraju – Donieckiej Republiki Ludowej - oraz ministrów i przedstawicieli specsłużb. Prezydent nie był odizolowany, można było do niego podejść i uścisnąć rękę (co zresztą zrobili niektórzy z naszej grupy).

Jeden z kolegów odważył się na coś więcej. Woził ze sobą maleńką, żółtą gumową kaczuszkę, którą podobno wręczył mu jego przyjaciel, aby tamten robił jej zdjęcia w różnych miejscach świata. Tę kaczuszkę postawił na przykład przed paradą na transporterze opancerzonym i cyknął fotkę. Teraz wpadł na pomysł, aby zrobić z nią zdjęcie samemu prezydentowi. Co ciekawe, prezydent się zgodził! Kiedy jednak zaproponował to samo prezydentowi Doniecka, tamten stanowczo odmówił. Pomysł był raczej głupi, ale kolega cieszył się z udanej fotografii...


...z tym, że cieszył się krótko... Nie minęła minuta, kiedy nasz fotograf został otoczony przez wianuszek ochroniarzy, którzy stanowczym tonem kazali mu usunąć zdjęcie. Kolega nie chciał tego zrobić, tłumacząc, że przecież prezydent się zgodził i to nie fair, ale ochrona była nieugięta. Zdjęcie wykasowano.

Na tym skończył się cały incydent i nasza grupka się rozproszyła. Zostałem sam z kolegami z Polski i Francji, pokręciliśmy się jeszcze chwilę i mieliśmy iść do muzeum, próbując wypatrzeć trochę więcej osób z naszej grupy. Nagle podchodzi do nas młodzik z tatuażem i zaczyna wypytywać kim jesteśmy, co tu robimy i takie tam. Nie podobało mi się to i zapytałem, kim jest, żeby zadawać nam takie pytania. Na to on wyciąga legitymacje tajniaka i po krótkiej dyskusji zaprasza „na wyjaśnienia” do budynku nieopodal.

Radzi nieradzi poszliśmy za nim. Kiedy weszliśmy pod silnie strzeżony budynek (jak się okazało siedzibę miejscowego Komitetu Bezpieczeństwa Państwowego, czyli swojsko brzmiącego KGB), ten prosi nas o oddanie telefonów i aparatów. Tutaj wpadłem w oburzenie i stanowczo zaprotestowałem, mówiąc, że nie oddam im nic jeśli nie otrzymam potwierdzenia na piśmie. Zebrała się grupka funkcjonariuszy, którzy coraz ostrzej zaczęli perswadować, że oddam dobrowolnie, albo pod przymusem. A ja figa, broniłem swojego stanowiska. Szczerze mówiąc, miałbym problem, bo przecież Osetia Południowa nie jest objęta polską ani unijną opieką konsularną – jedziesz w takie miejsce, radź sobie sam. Z drugiej strony wiedziałem, że u urzędników w papierach musi się zgadzać i nie mogą sobie samowolnie zabierać ludziom telefonów czy czego tam chcą. Niemniej jednak robiło się gorąco.

Huk wie, czym by się ta sytuacja skończyła, ale z budynku KGB wyszedł minister sportu, który wczoraj konwojował nas z Władykaukazu do granicy i jadł z nami kolację. Teraz wiedziałem, że sytuacja jest pod jako taką kontrolą i oddałem telefon i aparat. Kiedy to zrobiliśmy, zaprosili nas do salki, w której siedzieli już jakiś czas prawie wszyscy członkowie naszej grupy. Prawie, bo jednego z nich nie mogli znaleźć i doszedł do nas po jakiejś godzinie.

Siedzieliśmy tak zamknięci w gorącym pomieszczeniu (kagiebowcy dali nam jednak spory zapas wody) i dyskutowaliśmy. Od słowa do słowa poznałem sensacyjną prawdę.

Przyczyną całego zamieszania był niefortunny incydent z kaczuszką. Z pozoru niewinny rekwizyt okazał się języczkiem u wagi. Bo trzeba Wam wiedzieć, że kaczuszka jest symbolem Aleksieja Nawalnego, czołowej postaci rosyjskiej opozycji i przeciwnika Putina. W Rosji za wystawienie w oknie dmuchanej kaczki jeden z aktywistów poszedł siedzieć na prawie miesiąc:

W więzieniu za dmuchaną kaczkę

To teraz wyobraźcie sobie, że prezydent kraju, który jest całkowicie zależny od Rosji i bez jej militarnej opieki wpadłby w gruzińskie łapy, daje się sfotografować z symbolem antyputinowskiej opozycji i to zdjęcie idzie w świat. Strach pomyśleć, co by się działo – w najlepszym przypadku Putin wezwałby Bibiłowa na dywanik, w najgorszym mogłoby się skończyć wymianą prezydenta… A już na pewno Osetyjczycy musieliby się gęsto tłumaczyć.

Najwidoczniej Bibiłow nie wiedział o tym związku i zgodził się na zdjęcie, ale został szybko poinstruowany przez prezydenta Doniecka i ludzi z Rosji. Stąd szybka reakcja służb, które chciały usunięcia zdjęcia. Kiedy usłyszałem tę historię, przestałem się boczyć na kagiebistów. Każąc nam oddać telefony chcieli po prostu sprawdzić, czy nic przypadkiem już nie wyciekło w świat…

A nasz fotograf miał szansę wyjść z tego obronną ręką już na samym początku. Ponoć postawili go przed prezydentem i kazali przeprosić, ale ten nie wiedział co się dzieje, z kolei prezydent był agresywny i w rezultacie z przeprosin nic nie wyszło. No i skończyło się na kilkugodzinnym przytrzymaniu całej grupy.

Szybko się jednak okazało, że Osetyjczycy mają lepszy pomysł jak rozwiązać ten kryzys. Nasz niefortunny fotograf został wezwany przed kamerę, gdzie podczas rozmowy z dziennikarką przez ponad pół godziny składał wyjaśnienia. Kiedy ten „wywiad” się skończył, dostaliśmy swoje telefony i aparaty z powrotem. U mnie wszystkie zdjęcia były w porządku, telefonu też nikt nie ruszał, ale dwóm kolegom rzeczywiście sprawdzili telefony, a jednemu (chyba przez przypadek) wykasowali zdjęcia w aparacie. Po mniej więcej czterech godzinach wypuścili nas na wolność. Miasto obeszliśmy z samego rana – dostało plus za ogromny budynek, który okazał się teatrem oraz „Pocałunek” Klimta na jednej z ruder. Minusa ma za to za pomnik Stalina przed tamtejszą prokuraturą.

Następnego dnia, zgodnie z planem, grzecznie i bez przygód opuściliśmy Południową Osetię.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (15)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (7)
DODAJ KOMENTARZ
ciesielka
ciesielka - 2019-10-07 22:26
No ładne pióra! ;)
 
danach
danach - 2019-10-07 23:17
No ale się działo, strach pomysleć co by mogło być
 
tealover
tealover - 2019-10-08 07:09
Ale historia!! Jednocześnie prosić prezydenta nieuznawanego kraju o zdjęcie z rekwizytem fotografa... konsekwencje nie były trudne do przewidzenia, nawet jeśli to nie byłby symbol czegokolwiek :) Dobrze, że pomyślność was nie opuściła, oby zostało tak do końca.
 
zula
zula - 2019-10-08 08:54
Przeżycie silne ...zdjęcie może być wielkim kłopotem.
Dobrze,że zakończyło się szczęśliwie.
 
migot
migot - 2019-10-08 09:36
Co za historia! Ech, to też jest czasem urok podróżowania w grupie - innych pomysły mogą się i na nas odbić ;)
 
marianka
marianka - 2019-10-08 21:48
Wow! To jedna z tych historii, które potem się jeszcze dłuuugo opowiada! Niesamowite!
 
mamaMa
mamaMa - 2019-11-03 10:07
Ładne kwiatki z kaczuszką!
I jak to dobrze, że zapisujesz tutaj te historię - świetny materiał dla wnuków;)
 
 
stock
Wojtek
zwiedził 51% świata (102 państwa)
Zasoby: 637 wpisów637 2670 komentarzy2670 7833 zdjęcia7833 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
01.11.2024 - 11.11.2024
 
 
12.09.2024 - 22.09.2024
 
 
10.03.2014 - 31.08.2024