Wróciwszy do normalnego świata spędziliśmy noc w hotelu na przedmieściach
Kawali, sporego i bardzo urokliwego miasta nad Morzem Egejskim. Spędziliśmy tam miłe popołudnie, obchodząc rzucające się z daleka w oczy stare miasto, otoczone potężnym murem. Patrząc na to ładne i czyste miasto, z wypełnionymi po brzegi knajpkami pomyśleliśmy sobie: gdzie się podział ten grecki kryzys? To wrażenie pozostało nam do końca podróży – na północy Grecji kryzysu specjalnie nie widać, uchodźców też jak na lekarstwo (raz przejeżdżaliśmy obok niewielkiej grupki w jednej z wiosek). To też pokazuje starą ekonomiczną prawdę, że akumulacja majątku przez kilkadziesiąt lat znaczy więcej niż teraźniejsze różnice dochodowe. Aktualnie PKB na głowę jest w Polsce wyższy niż w Grecji, ale żeby osiągnąć ich poziom życia i infrastruktury, będziemy musieli jeszcze się trochę napracować.
Kilkanaście kilometrów od Kawali znajduje się
stanowisko archeologiczne Filippi, od niecałego roku cieszące się miejscem na liście UNESCO. Nazwa tego niegdyś potężnego miasta pochodzi od króla Filipa Macedońskiego, ojca Aleksandra Wielkiego. Filippi było świadkiem ważnych wydarzeń historycznych – to tu w 42 r. p.n.e. odbyła się wielka bitwa pomiędzy Markiem Antoniuszem i Oktawianem z jednej strony, a Brutusem i Kasjuszem z drugiej. Obie strony miały do dyspozycji, bagatela, około 100 tys. wojska, a przegrana Brutusa i Kasjusza oznaczała ostateczny kres republiki w Rzymie. W I w. n.e. działał tu apostoł Paweł, który założył w Filippi pierwszą chrześcijańską wspólnotę w całej Europie.
Mimo doniosłości wydarzeń same wykopaliska nie robią już takiego wrażenia. Poza dość dobrze zachowanym amfiteatrem - których jednak w Grecji pozostało całkiem sporo - i ruinami kilku kościołów (w jednym zachowały się dość proste mozaiki), miejsce niczym nie zaskakuje. W Jordanii widziałem kilka znacznie ciekawszych ruin, których nikt nie próbuje wpisać na listę UNESCO.
W pełni zasłużyło na wpis na listę kolejne z miejsc związanych z Filipem II, historyczna stolica państwa macedońskiego,
Aigai. Odkryto tu m.in. największy pałac starożytnej Grecji, ale numerem jeden jest z pewnością
Wielki Kurhan, miejsce pochówku króla Filipa II i członków jego rodziny. Grobowce były tak zamaskowane, że przez ponad 2000 lat obrabowano tylko jeden z nich. Dopiero w 1976 r. odkryto grobowiec Filipa i znajdujące się tam skarby. Wyobrażam sobie, co to była za sensacja, zapewne niewiele ustępująca odkryciu grobowca Tutanchamona kilkadziesiąt lat wcześniej. Na pewno było to wielkie wydarzenie w Grecji – mam greckiego kolegę, który miał wtedy cztery lata, a kilkanaście lat później odwiedzając po raz pierwszy grobowiec Filipa po prostu się rozpłakał.
Cały kurhan jest obecnie przykryty wielką konstrukcją i jest udostępniony zwiedzającym. Największe wrażenie robi oczywiście grobowiec Filipa, a konkretnie skarby, które tam znaleziono. Było tego niemało – m.in. złota trumna i wieniec dębowy, pozłacana zbroja i dziesiątki innych cennych przedmiotów. Niestety nic z tego nie pokażę, bo w muzeum był zakaz robienia zdjęć (udało mi się zrobić tylko zdjęcia grobowca).