Na drugą część pobytu na Palau przenieśliśmy się do totalnej głuszy na północy wyspy Babeldaob. Praktycznie nie ma tam infrastruktury i turyści mogą zatrzymać się w bodaj jednym tylko miejscu – M&A Eco Beach Bungalows. Byliśmy tam jedynymi gośćmi, mieliśmy więc plażę do własnej dyspozycji. Bungalowy są położone tuż przy plaży w środku tropikalnej dżungli, jest to więc miejsce jak z pocztówek – piękna plaża, palmy kokosowe i ocean. Na plaży Adaś ganiał setki maleńkich krabów, ale nieco głębiej można było znaleźć młode osobniki
krabów palmowych (to największe skorupiaki świata, potrafią ważyć nawet 4 kg i lepiej nie znaleźć się w zasięgu ich szczypiec). Większe egzemplarze przeznaczone do konsumpcji można oglądać w prawie każdej restauracji w Kororze. Niedaleko plaży było zapchane liśćmi ujście małej rzeczki, przez co wieczorem na ląd wychodziły setki żab (rozmiaru mniej więcej dwukrotnie większego od naszych). W dodatku przy zatkanym ujściu wypatrzyłem pięknego, czarnego węża wodnego – nie wiem, czy jest groźny dla człowieka, może ktoś po zdjęciach rozpozna, co to za gatunek?
Największym minusem miejsca, w którym mieszkaliśmy był brak rafy koralowej. Ocean tworzy tu lagunę, a rafa jest oddalona jakieś pół kilometra od brzegu. Raz się tam wybrałem, ale wielkie fale skutecznie umożliwiały podziwianie podwodnego życia. Na szczęście udało się zrobić kilka zdjęć pojedynczych kawałków rafy.