Na Palau spędziliśmy tydzień, co dla nas, będących umiarkowanymi fanami plażowania jest więcej niż wystarczające. Kraj jest na pewno ciekawy, choć dla europejskiego turysty niebędącego nurkiem jest sporo tańszych i łatwiej dostępnych miejsc. Muszę rzetelnie poinformować, że np. takie Fidżi jest nie tylko tańsze, ale również ciekawsze i bardziej egzotyczne. I, choć jest dalej, dostać się tam jest łatwiej i szybciej niż na Palau. Na Palau nie było polskiego roamingu (zarówno w Plusie, jak i Orange – na Fidżi cztery lata temu Orange nie miał roamingu, ale Plus już tak).
Nasz powrót z Palau trwał… 60 godzin! W pakiecie mieliśmy dwie noce spędzone na lotnisku (z powodu dziwnych godzin przylotu/wylotu nie opłacało się opuszczać lotnisk tym razem) oraz powrót samochodem z Amsterdamu po zatłoczonych, pozwężanych niemieckich autostradach. Oczywiście dzieci przeżyły to doświadczenie o wiele lepiej, niż dorośli, im nie robi różnicy czy śpią we własnym łóżku, czy na lotniskowych krzesłach, czy na podłodze w samolocie. Martyna pojechała na Palau robiąc samodzielnie dwa-trzy kroczki, a wróciła chodząc całkiem pewnie. No i pozostały jej i Adamowi tak piękne zdjęcia.
Dziękuję wszystkim za uwagę i komentarze i życzę Wam, żeby informacje praktyczne zawarte w relacji jak najszybciej się przydały!
Zapraszam do kolejnej relacji z miejsc, których części na Geoblogu jeszcze nigdy nie było. Start podróży już jutro, relacja najprawdopodobniej trochę później… Tym razem czeka mnie samotna eksploracja mniej odwiedzanych zakątków Rosji. To już moja trzecia dłuższa podróż do tego kraju, za każdym razem w inne miejsca, a zaledwie tego kraju dotknąłem.
PS Niestety kartka, którą wysłałem zwyciężczyni konkursu
Migot, wraz z dwoma innymi najprawdopodobniej gdzieś przepadła i nie dojdzie do adresatki.