Palau, choć położone całkiem niedaleko Filipin, jest znacznie mniej od nich dostępne. Jedyne bezpośrednie połączenia są z Japonii, Tajwanu, Korei, USA (Guam), Mikronezji i chyba Chin (to właśnie z Chin pochodzi połowa turystów odwiedzających Palau). Kraj w 2015 odwiedziło około 160 tys. turystów, co daje mu na 200 krajów miejsce w trzeciej-czwartej dziesiątce najrzadziej odwiedzanych (trudno wskazać precyzyjnie, bo dla wielu krajów nie ma wiarygodnych danych). Mimo wszystko nie jest tak źle z bazą turystyczną, trzeba pamiętać, że te 160 tysięcy przyjeżdża praktycznie w jedno miejsce.
Obywateli Palau ma strasznie mało, bo tylko około 20 tysięcy, co daje czwarte od końca miejsce na świecie (mniej ma tylko Tuvalu, Nauru i oczywiście Watykan)! W dodatku ponad połowa mieszka w Koror, a długie rządy amerykańskie sprawiły, że i tu dotarła american way of life - to znaczy każdy ma samochód i główna ulica Kororu jest ciągle zatłoczona. Maksymalna prędkość w całym kraju to zaledwie 35 mil na godzinę!
Tak mały kraj jest jednak podzielony aż na 16... stanów, z których tylko dwa mają więcej niż tysiąc mieszkańców, a część mniej niż stu. Każdy jednak ma swoje własne tablice rejestracyjne. Postaram się uchwycić ich jak najwięcej (EDIT 14.07 - okazało się, że udało mi się uchwycić aż 14! Tylko dwóch brakuje, damn it). Do innych osobliwości politycznych jeszcze wrócimy.
_______
Nasz lot z Tajwanu przebiegł gładko, choć mogło być gorzej, bo przez straszne kolejki do check in i kontroli bezpieczeństwa przeszliśmy vipowskim przejściem (mały przywilej dla malutkich dzieci). Z kolei lotnisko Koror jest małe, ale przyjemne. Jak to na wyspach, obowiązuje zakaz wwożenia jedzenia, z nielicznymi wyjątkami, które trzeba zgłosić. Urzędnicy bardzo szczegółowo sprawdzali bagaże, zaglądając w każdy zakamarek. My zadeklarowalismy słoiczki Martyny i chyba jako jedyni przeszliśmy bez sprawdzania.
Opis kraju zostawię na później, gdy będę mógł dodać zdjęcia, teraz na świeżo podam trochę cen. Wiedzieliśmy, że Palau jest drogie, więc zaskoczenie jest niewielkie, ale poniżej trochę informacji dla zainteresowanych.
Walutą Palau jest dolar amerykański, więc łatwo jest go kupić w Polsce w dobrej cenie. Stanowczo zalecam przywiezienie gotówki, bo choć karty są akceptowane, zakupy nimi są około 5 procent droższe.
Hotele zaczynają się od 50 usd za dwójkę, ale za w miarę normalny standard trzeba zapłacić koło 100. Wyższej klasy hotele nad morzem kosztują od 200 usd.
Obiad u chinczyka można zjeść już od 8 usd, ale rzeczy bardziej wyszukane (np. ryba) to wydatek rzędu 20 usd na osobę plus napój.
Przykładowe ceny w sklepie: bułki 2 usd, arbuz 2,5 usd za kg, serki na kanapkę 4 usd, mała puszka coli 0,8-1 usd, piwo od 1,2 usd za 0,33l. Paliwo 3,8 usd za galon, czyli około dolara za litr.
Osobna sprawa to ceny aktywności turystycznych, ale do nich wrócimy kolejnym razem. Okazało się, że najciekawszą z nich da się zobaczyć z małymi dziećmi, więc mam nadzieję, że będzie co opisywać.