Tym razem nie było nam dane zwiedzić wszystkich miejsc z listy UNESCO w Irlandii (a są tylko dwa plus jedno w Irlandii Północnej). Niezwiedzony pozostaje Skellig Michael, oddalona o 16 km od wybrzeża Irlandii skalista wyspa, słynna ze swojego klasztoru, założonego już w VII w. Niestety, dostęp do wyspy jest drogi i bardzo utrudniony (limitowana liczba turystów, sezon rozpoczyna się w połowie maja, w tym roku wyjątkowo nawet później), a w dodatku z uwagi na ciężką wspinaczkę władze zniechęcają do zwiedzania wyspy z dziećmi. Trudno, następnym razem…
Irlandia chyba chciała nam wynagrodzić niemożność zwiedzenia Skellig i uraczyła nas pięknym słońcem przez cały dzień. Pogoda bardzo się nam przydała, bo zwiedzaliśmy wyjątkowo urokliwe tereny
półwyspu Dingle i
Ring of Kerry, uznawane przez wielu za najpiękniejsze miejsca w Irlandii. I rzeczywiście miejsca były wspaniałe, a na Pierścień Kerry warto przeznaczyć co najmniej jeden pełny dzień. Szosa wokół wybrzeża jest wyjątkowo malownicza, choć tym razem jeszcze ciekawsza okazała się droga lądowa z Kenmare do Killarney, biegnąca wśród jezior
Parku Narodowego Killarney - jedna z najładniejszych dróg w Europie, jakimi miałem przyjemność jechać.
A propos jazdy samochodem, mimo ruchu lewostronnego w Irlandii jeździ się bardzo przyjemnie. Kierowcy do wyboru mają sieć autostrad (niektóre odcinki płatne, ale łatwo można je ominąć – my nie zapłaciliśmy ani razu) lub dróg lokalnych, które niestety często wiodą przez mniejsze miejscowości i mają tendencje do korkowania się nawet w środku dnia. Trzeba jednak pamiętać, że poza obszarami zabudowanymi w Irlandii w zasadzie nie ma znaków ograniczeń prędkości i na górskiej drodze pełnej serpentyn teoretycznie obowiązuje 80, a nawet 100 km/h. O konieczności zwolnienia informują jedynie znaki niebezpiecznych zakrętów i napisy na drodze SLOW, a czasem też VERY SLOW. Znaków informujących o fotoradarach jest bardzo wiele, ale faktycznie nie widzieliśmy chyba ani jednego (dla dobra portfela mam nadzieję, że faktycznie ich nie ma ;-)).