Choć większość powierzchni Omanu to wyschnięta na pieprz pustynia z rzadka porośnięta jakąkolwiek roślinnością, są tam miejsca, w których zieleń wprost eksploduje i zachwyca swoim bogactwem. Warunkiem koniecznym jest źródło słodkiej wody, a ta pojawia się często w górskich strumieniach, tworząc wadi (czytaj: ładi), czyli po prostu doliny*. Najciekawsze omańskie wadi znajdują się w odległości kilku godzin drogi od Maskatu i od biedy można je zwiedzać podczas jednodniowych wypadów ze stolicy.
Kilka miejsc walczy o tytuł najpiękniejszego wadi w Omanie. Jedno z nich,
Wadi Szab, wymaga dość wymagającego trekingu, ale widoki są podobno wspaniałą nagrodą za wysiłek. Piszę podobno, bo je sobie odpuściliśmy, m.in. dlatego, że aby zobaczyć najciekawsze miejsca trzeba kawałek przepłynąć, a Kasia nie bardzo lubi tego typu wyzwania.
Dość dokładnie zwiedziliśmy za to położony po przeciwnej stronie tych samych gór
Wadi Bani Chalid, z jego cudnymi gajami palmowymi, białymi skałami i krystalicznie czystą wodą. W tymże wadi pobiłem też swój rekord w wysokości skoku do wody, ustanowiony trzy lata temu w wietnamskim Dalat. Tam poradziłem sobie z nieco ponad siedmiometrowym klifem, tutaj skoczyłem z mostku na wysokości 9,5 metra. Doświadczenie było wspaniałe, a kąpiel w chłodnym strumieniu przyjemnie orzeźwiała po omańskich upałach.
Nie mniej urodziwe było
Wadi Tiwi, położone rzut beretem od wspomnianego wcześniej Wadi Szab. Oba te wadi są wyjątkowo spektakularne - ich początek (właściwie to koniec) znajduje się nad samym morzem, do którego niemalże wpadają kilkusetmetrowej wielkości góry. Szerokość obu dolin jest naprawdę niewielka i nie ma w nich za wiele słońca. Wygląda to tak, jakby ktoś w ogromnym torcie wykroił cieniutki kawałek, a my znajdujemy się na spodzie wąskiej i pustej przestrzeni, która po nim została. W Wadi Tiwi jedzie się wokół malowniczego strumienia niesamowicie wąską i stromą drogą. Ostrzegam - napęd na cztery koła jest tu niezbędny! My wjechaliśmy całkiem daleko naszym autem z napędem na jedną oś, ale w pewnym momencie utknęliśmy na dobre i mogło się to skończyć nie najlepiej. Ostatecznie poradziłem sobie bez wyciągania siłami osób trzecich, ale przednie opony bardzo mocno na tym ucierpiały.
Nieopodal Wadi Szab i Wadi Tiwi znajduje się spektakularna dziura w ziemi, zwana
Bimmah Sinkhole. Choć znajduje się całkiem daleko od wybrzeża, jest wypełniona słoną morską wodą, w której chętni mogą się wykąpać (z tej możliwości, rzecz jasna, skorzystałem). Z kolei parę kilometrów za Wadi Tiwi można znaleźć ruiny starożytnego miasta
Kalhat, które jednak nie dość, że jest niedostępne dla zwiedzających przez najbliższe dwa lata, to poza kawałkami muru i ruinami mauzoleum nie ma do zaprezentowania nic ciekawego. A kiedyś odwiedzały je takie znakomitości jak Marco Polo czy Ibn Battuta.
Z noclegiem w okolicach Wadi Szab i Wadi Tiwi jest problem o tyle, że nie ma tam praktycznie ani kawałka gładkiego miejsca, przez co przez dobre dwadzieścia minut musiałem je wyrównywać usuwając co większe kamienie. Nagrodą był fajny widok na morze (rozbiliśmy się na czymś w rodzaju klifu) i… na stado kilkudziesięciu kóz, przebiegające rano tuż obok namiotu. Z ich pasterką zrobiliśmy sobie zdjęcie, dając jej polskie cukierki.
*termin wadi lub w formie spolszczonej ued oznacza każdy typ doliny, zarówno górskiej, jak i nizinnej, na stałe lub czasowo wypełnionej wodą. Tutaj używam go w węższym znaczeniu doliny górskiej.