Po Nizwie przyszła kolej na najbardziej wyczerpujący moment w podróży – drogę do położonej na południu kraju Salali, liczącą, bagatela, prawie 900 kilometrów monotonnego krajobrazu, z rzadka urozmaiconego śladami ludzkiej aktywności. Nic w tym dziwnego, droga biegnie przecież przez największą piaszczystą pustynię świata – Ar-Rub Al-Chali. Postanowiliśmy ją pokonać jednym ciągiem w nocy, co pozwoliło oszczędzić czas, ale solidnie nas wymęczyło, mnie tym bardziej, bo cały czas prowadziłem. Co gorsza, po drodze wcale nie mijaliśmy widowiskowych wydm, a raczej pustą, jałową ziemię ciągnąca się po horyzont. O ile mniej więcej pierwsza połowa drogi to autostrada lub co najmniej solidna jednopasmówka z szerokim poboczem, pozostałe 400 kilometrów to jeden wielki plac budowy z nawierzchnią w nie najlepszym już stanie. A ruch, nawet w nocy, był naprawdę duży.
Jadąc drogą do Salali trzeba koniecznie dbać o tankowanie, bo stacji benzynowych nie ma za wiele. Rekordowa przerwa między nimi to… 230 kilometrów! Na jednej takiej stacji spotkała nas miła niespodzianka – mieliśmy przyjemność poznać parę sympatycznych podróżników z Polski –
Martę Owczarek i Bartka Skowrońskiego, znanych z bloga
www.byledalej.com oraz książki
BYLE DALEJ - W 888 DNI DOOKOŁA ŚWIATA. Marta i Bartek mają już za sobą dwuipółletnią podróż dookoła świata, a po rocznej przerwie zdecydowali się na kolejną – od czerwca 2013 r. przemierzają świat na motorach crossowych. Zaczęli od Skandynawii, potem poprzez Rosję i byłe republiki radzieckie w Azji Centralnej (byli nawet w Afganistanie i trudno dostępnym Turkmenistanie) znaleźli się w Iranie, a stamtąd w Emiratach, no i w Omanie. W samym Omanie mieli spędzić dwa miesiące, przenosząc się potem do północnej Afryki. Strasznie im zazdroszczę, ale mam wielką nadzieję, że i dla nas przyjdzie kiedyś czas na wielomiesięczną podróż. Nie za rok, pewnie nie za pięć lat, ale za kilkanaście to już prawdopodobne...
Wracając do Marty i Bartka, ich książki jeszcze nie czytałem, ale sądząc po tym, jak ciekawymi są rozmówcami, na pewno jest warta przeczytania (recenzje internetowe są zresztą bardzo przychylne). Dzięki nim poznaliśmy też kilka ciekawostek o kraju i wybraliśmy się w miejsce będące numerem jeden naszej omańskiej wycieczki – szczegóły już wkrótce.
_______________________________________--
Jeśli chodzi o ruch drogowy, kraje arabskie mają bardzo złą opinię. Arabowie są uznawani za najgorszych kierowców, nieuznających zasad ruchu, jeżdżących szybko i niebezpiecznie. Przyznam, że przynajmniej jeśli chodzi o Omańczyków, dawno nie spotkałem się z opinią tak mocno niezgodną z rzeczywistością. Śmiem twierdzić, że w Omanie jeździ się porównywalnie, a może nawet bezpieczniej, niż w Polsce.
Po pierwsze, drogi (poza stolicą) są znacznie mniej uczęszczane. Po drugie, ich stan jest zazwyczaj bardzo dobry, a tam, gdzie jeszcze tak nie jest, trwają prace żeby to zmienić. Jeśli chodzi o inwestycje drogowe, Oman to jeden wielki plac budowy. Nawet rozmach budowy dróg w Polsce przed Euro 2012 nie dorównywał temu, co obecnie dzieje się w Omanie. Po trzecie, Oman to kraj muzułmański z praktycznie zerowym dostępem do alkoholu, nie ma więc problemu pijanych kierowców. Po czwarte wreszcie, Omańczycy są bardzo skutecznie wychowywani do jazdy zgodnie z przepisami. Najlepszym wychowawcą są progi zwalniające, których w tym kraju są dziesiątki tysięcy. Wcale tu nie przesadzam, każdego dnia przejeżdżaliśmy przez dobrych kilkadziesiąt. Większość z nich jest oznakowana, ale nie wszystkie, w związku z czym kilka razy zaliczyłem przejazd po progu na pełnej szybkości. Nie policzę, ile razy musiałem gwałtownie hamować, ważne, że pod koniec pobytu w Omanie też zostałem wychowany i w obszarze zabudowanym jeździłem dużo wolniej i ostrożniej. Po piąte, szczególnie w Maskacie i na niektórych autostradach, fotoradary stoją dosłownie jeden na drugim. Aż trudno w to uwierzyć, ale na szosie do Suru stały średnio co kilometr!
Co ciekawe, w Omanie można dostać mandat za nieumyty samochód - pewnie dlatego, że jakieś 80% z nich jest koloru białego i brud bardziej rzuca się w oczy. A okazji do kontroli czystości jest sporo, codziennie kilka razy mijaliśmy posterunki policyjno-wojskowe, na których każdy musi się zatrzymać (nie ma żartów, na opornych argumentem są karabiny maszynowe po obu stronach blokady). Nas mniej więcej w połowie przypadków puszczali wolno, przy co drugiej kontroli musiałem pokazać prawo jazdy, a raz nawet wysiąść i otworzyć bagażnik - trafiliśmy na wyjątkowo upierdliwego żołnierza, bo jego kolega aż się zawstydził i przepraszał mnie za kłopot.
W sieci i przewodnikach można znaleźć sprzeczne informacje, więc chciałbym tutaj sprostować - W OMANIE MIĘDZYNARODOWE PRAWO JAZDY NIE JEST WYMAGANE. Ja wprawdzie takie miałem, ale nikogo nie interesowało i czytałem oficjalny dokument rządowy stwierdzający, że wystarczy krajowe prawo jazdy.
Benzyna w Omanie jest śmiesznie tania – litr kosztuje mniej więcej 120 baisa, czyli naszą złotówkę. Przyjemnie jest podjechać na stację, zatankować do pełna i zapłacić za to czterdzieści złotych...