W Omanie można rozbijać namiot praktycznie w dowolnym miejscu, jeśli tylko nie przeszkadza to innym. A miejsca jest tu bardzo wiele, kraj wielkości Polski jest zaludniony przez zaledwie około 3 mln mieszkańców. Na nasz pierwszy nocleg wybraliśmy urocze miejsce w górach, tuż przy szosie z Rustaku do Ibri. Z małym niepokojem oczekiwaliśmy na pierwszą noc i w przeciwieństwie do Adasia dość długo nie mogliśmy zasnąć, jeszcze po północy słysząc beczenie kóz. W dodatku popełniliśmy błąd w przygotowaniach nie biorąc pokrywki do kubka, w którym gotowaliśmy wodę na gazie, przez co po dobrej godzinie wietrznej pogody doszliśmy do jakichś 70 stopni;-) Ale pierwsze koty za płoty, dalej było już znacznie lepiej. Doświadczenia namiotowe podsumuję w jednym z kolejnych wpisów.
Pierwszym naszym celem tego dnia były starożytne grobowce w Al-Ajn, wpisane na listę UNESCO*. W Europie stanowiska archeologiczne są zwykle dobrze opisane i zabezpieczone, można je oglądać z pewnej odległości, płacąc wcześniej za wstęp. Zupełnie inaczej rzecz się ma w Omanie. Po pierwsze, dostać się tam wcale nie jest prosto, gdyby grobowce nie były położone wysoko na wzgórzu i widoczne z daleka, miałbym duży problem z ich odnalezieniem. Żeby się do nich dostać, trzeba było przejść wąską ścieżką pomiędzy ogródkami, żywo przypominającą nasze ogródki działkowe. Potem wystarczy przejść przez wyschniętą rzekę (a więc po intensywnych deszczach miejsce nie jest dostępne) i przeleźć przez dziurę w płocie. Za to gdy dotarliśmy na miejsce, można było hasać do woli, dotykać czego się da, a nawet włazić do środka (czego oczywiście nie robiliśmy), i to wszystko zupełnie za darmo. Miejsce nie jest szczególnie spektakularne, ale świadomość, że obcujemy z wytworami kultury sprzed 5000 (!) lat była sama w sobie atrakcją.
Bardzo spektakularne było za to kolejne miejsce, w które się udaliśmy. Były to okolice Dżabal Szam, najwyższego szczytu Omanu, mierzącego około 3000 m n.p.m., przy wybitności rzędu 2800 m. Pod Dżabal Szam wiedzie droga, którą od biedy można pokonać samochodem z napędem na jedną oś, ale zdecydowanie wygodniej jest skorzystać z terenówki. Nas za sumę 13 riali/100zł (stargowane z początkowych 20) przez ostatnich kilka kilometrów przewiózł spotkany przy drodze Arab.
Tuż przy Dżabal Szam znajduje się najpiękniejszy chyba widok w Omanie, tzw. Wielki Kanion Arabii. Nie jest kanionem w ścisłym znaczeniu, ale raczej potężnym uskokiem, sięgającym w głąb na jakieś dwa kilometry (nie znalazłem w Internecie jego faktycznej głębokości). Stojąc na krawędzi i spoglądając w dół – na szczęście były tam barierki – jak w niewielu miejscach można odczuć potęgę przyrody. Widok był naprawdę zachwycający, zdjęcia nie są niestety w stanie tego w pełni oddać. Opcjonalnie można zrobić kilkugodzinny trekking zboczem uskoku, co tym razem było nie dla nas.
Wieczorem rozbiliśmy namiot nieopodal wioski Wadi Ghul, na wysokości, bagatela, około 1500 m n.p.m. Wysokość spowodowała, że w nocy i rano było trochę zimno (około 7 stopni), ale tym razem wszyscy spaliśmy wyjątkowo smacznie.
*Oprócz Al-Ajn, na liście są jeszcze stanowiska w Bat i Al-Hutm, jednak z opisu innych podróżników wynikało, że oferowały to samo, co Al-Ajn, tylko w znacznie mniejszej i gorszej jakości, dlatego z czystym sumieniem je sobie odpuściliśmy.