Na przedostatni wpis zostawiłem sobie najprzyjemniejszą część relacji i prawdziwą śmietankę naszej podróży do Japonii, czyli reakcję Japończyków na naszego malucha. Czytałem wcześniej, że możemy spodziewać się zainteresowania niemowlakiem o niejapońskich rysach, ale w życiu nie spodziewałem się, że przybierze ono takie rozmiary. Nie będzie w tym żadnej przesady, gdy powiem, że dziesiątki czy wręcz setki Japończyków codziennie zwracały na Adasia uwagę, uśmiechały się do niego i próbowały go zabawić. Zdecydowanie najczęstszym słowem, które słyszeliśmy, było „kawaii”, co oznacza słodki, słodziutki. Dochodziło z czasem do śmiesznych sytuacji, kiedy w jednej ze świątyń w Kioto wycieczka Japończyków zamiast podziwiać zabytki odwróciła się, żeby oglądać naszego malucha. Robienie mu zdjęć było na porządku dziennym, mieliśmy nawet szatański plan pobierania za to opłat ;-)
Nie wszystkie dzieci europejskie spotykały się z takim zainteresowaniem i mam swoja teorię, dlaczego właśnie padło na Adasia. Japończycy lubują się w kulturze kawaii, czyli komiksach, filmach animowanych itp., w których postacie mają ogromne oczy (na pewno kojarzycie masę takich przykładów). Adaś, no cóż, oczy ma bardzo duże i idealnie wpasował się w japoński wzorzec słodkiego dziecka (japońskie niemowlaki mają dla odmiany oczy jak szparki).
Wszystko to sprawiło, że cały nasz wyjazd był bardzo przyjemny, co nie dziwi, gdy wokół widzisz samych uśmiechających się ludzi. Z drugiej strony ta sytuacja wywarła ogromny wpływ na Adasia, który zakodował sobie, że wszyscy ludzie wokół są przyjaźni, uśmiechnięci i lubią zwracać na niego uwagę. Z czasem potrafił przez dłuższy czas bezczelnie wpatrywać się w osobę, która nie oddała mu należytej uwagi i robił to do czasu, kiedy naprawiła swój błąd i spojrzała z uśmiechem w jego kierunku:-). Teraz Adaś zupełnie nie boi się ludzi i w ogóle nie marudzi, kiedy bierze go na ręce obca osoba, nawet gdy nie widzi rodziców.
Wniosek z naszej podróży jest jednoznaczny – zabierajcie swoje maluchy w podróż, oczywiście na miarę możliwości i poczucia komfortu. Dla nas i Adasia podróż do Japonii była prawdziwym przełomem, po którym wróciło z nami inne dziecko niż te, które dwa tygodnie wcześniej wylatywało z Warszawy. Nie muszę powtarzać, że bardzo nam się ta przemiana podoba.