Podczas wyjazdu mieliśmy z założenia omijać duże miasta. Największym z nich był pierwszy na liście 150-tysięczny Poczdam. Mało kto wie, że to miasto posiada też starosłowiańską nazwę Postąpin i jest chyba jedynym zagranicznym miastem z dwoma polskimi nazwami. W ogóle starosłowiańskie nazwy miast niemieckich strasznie mi się podobają - np. Stralsund to Strzałów, Wismar to Wyszomierz, Pasewalk - Pozdawilk, a prawdziwym moim faworytem jest Neubrandenburg, który nasi przodkowie nazywali Branibór Nowy.
Jeśli chodzi o Poczdam, jego zabytków nie trzeba chyba specjalnie przedstawiać. Fanom historii można przypomnieć, że rozkwit miasta wiąże się niemal liniowo z upadkiem I Rzeczypospolitej i wzrostem potęgi Prus. Wielką karierę Poczdamu zapoczątkował Fryderyk Wilhelm I Hohenzollern, ten sam, który w 1657 r. zawarł traktaty welawsko-bydgoskie, de facto odrywające Prusy Książęce od Polski aż do końca II wojny światowej. Następcy Fryderyka Wilhelma dobudowywali kolejne pałace, a Poczdam był letnią rezydencją cesarzy niemieckich aż do 1918 r.
Poczdam jest bardzo popularny wśród turystów i choć w Brandenburgii 15 sierpnia nie jest dniem wolnym od pracy, w parku były tłumy zwiedzających. Wejście do samego parku jest bezpłatne, ale żeby dostać się do najpopularniejszych atrakcji - Nowego Pałacu i Pałacu Sanssouci trzeba było odstać swoje w długiej kolejce po bilety. My odpuściliśmy i zwiedziliśmy mniej znane pałace, m.in. Oranżerię. Sam park jest bardzo rozległy i żeby dokładnie obejrzeć wszystkie pałace potrzeba co najmniej kilku godzin, nie wspominając o tym, że w Poczdamie atrakcje turystyczne nie kończą się na Parku Sanssouci.
Przy pięknej słonecznej pogodzie park wygląda wspaniale i jest doskonale utrzymany. Polecam kupienie za symboliczną kwotę planu parku, znacznie ułatwiającego zwiedzanie.