Z Dong Hoi wybraliśmy się sleeping busem bezpośrednio do Hanoi (11 godzin drogi). Tym razem nie mieliśmy szczęścia i dostaliśmy miejsca w środku. Moje nie bardzo pozwalało nawet na leżenie na boku. Na dodatek podróż uprzyjemniał nam Wietnamczyk ustawiający sobie o 12 w nocy melodyjki w telefonie. O mało nie puściły mi nerwy i spojrzałem na niego tak wymownie, że schował telefon do kieszeni.
Operatorzy linii autobusowych chyba wiedzą, że ciężko jest zasnąć ich pasażerom, dla tego też mają dla nich rozrywkę w postaci filmów. Nie żeby tylko po wietnamsku, wszystkie z angielskimi napisami. Wszystko to filmy kung-fu o fabule tak głupiej, że nie nadaje się do powtórzenia. Mam wrażenie, że to, co trafia do Europy jest chyba wielokrotnie odsiane i pozostają prawdziwe perełki (znacie jakość tych perełek, to wyobraźcie sobie filmy, które odpadły). Do Hanoi przyjechaliśmy o 5 rano kompletnie niewyspani.