Jeszcze nie do końca wysuszeni po raz kolejny wsiedliśmy do autobusu. Tym razem czekała nas najdłuższa podróż – 14 godzin do Da Nang. Zapoznaliśmy się przy tej okazji ze sleeping busem. O komforcie jazdy w takim busie słyszałem wcześniej wiele złego – że łóżka wąskie i za krótkie nawet jak dla Wietnamczyków. To wszystko okazało się prawdą, ale mieliśmy szczęście – dostaliśmy miejsca z tyłu, które były normalnej długości. Większą część nocy normalnie przespaliśmy i obudziliśmy się wypoczęci w Da Nang.
Nie mieliśmy w planach zwiedzania Da Nang, dlatego od razu złapaliśmy autobus do oddalonego o godzinę drogi Hoi An. Tym razem skorzystaliśmy z normalnego transportu podmiejskiego – o klimatyzacji nie było mowy, ale o 7 rano to jeszcze nie był problem.