Muszę się do czegoś przyznać. Jako fan listy UNESCO (a to niespodzianka!) prowadzę trochę statystyk dotyczących tej prestiżowej listy. Jednym z kryteriów, które biorę pod uwagę, jest niedostępność danego miejsca i cena, którą należy zapłacić, aby je odwiedzić. Miejsca, za które należy zapłacić powyżej (skala umowna) 5 tys. zł wchodzą do kategorii najdroższych. Do tej pory zidentyfikowałem ok. 40 takich miejsc na 1223 wpisy. Jednym z tych miejsc była
rafa Tubbataha, która normalnego podróżnika kosztuje kilka tysięcy euro. Aby ją zobaczyć w normalnym trybie, nie ma innej opcji niż dołączenie do wycieczki nurków, która trwa średnio tydzień. Jest to więc nie tylko kosztowne, ale i zajmujące wiele czasu miejsce.
Ale od czego ma się przyjaciół. Mój bardzo dobry znajomy Thomas ze Szwajcarii (podróżowałem z nim już co najmniej 4 razy – na wyspach Spratly, w Północnej Szkocji, w Południowej Osetii i Azerbejdżanie (wszystkie podróże są tu opisane) – pod koniec 2024 r. zaanonsował, że organizuje podróż do Tubbataha. Nie bardzo mi pasował termin, ale postanowiłem dołączyć. Wycieczka miała kosztować niewiele ponad 5 tys. zł (ju hu!) i trwać nie dłużej niż 3 dni (hurra, hurra, hurra!). Bonusem miało być wspaniałe towarzystwo.
Wypełniło się.
Za mną fantastyczna podróż do jednego z najtrudniejszych miejsc z listy UNESCO. Wraz ze mną było ośmioro wspaniałych podróżników, każdy z celem maksymalizacji odwiedzonych miejsc z tej listy. Dość powiedzieć, że na naszą dziewiątkę przypadło w sumie 7000 miejsc, co daje średnio grubo ponad 700 miejsc na osobę. Polskę reprezentowałem tylko ja i byłem dokładnie w środku stawki – 4 osoby miały więcej odwiedzonych miejsc, ale też 4 mniej ode mnie. 8 osób na 9 plasowało się w pierwszej setce podróżników odwiedzających listę UNESCO na świecie.
Wypłynęliśmy z Puerto Princesa około 16.00, przypłynęliśmy do raf Tubbataha wczesnym rankiem. Choroba morska dała się niektórym we znaki – z niejaką dumą stwierdzam, że nie mnie, zahartowanemu w bojach w opisywanej tu rosyjskiej Arktyce. Bujało trochę, w nocy na szczęście rano wszyscy mogliśmy się cieszyć piękną pogodą do snorkelingu. „Nurkowanie” z fajką było ok, ale nie mogę powiedzieć, że Tubbataha jest topowym miejscem na świecie do tego celu. Nie ma porównania z Malezją czy miejscami na południowym Pacyfiku.
Mogę jednak stwierdzić, że spędziłem wspaniały czas ze wspaniałymi ludźmi i – o dziwo – nawet wśród nich cieszyłem się pewną estymą. Wzorem Marka Aureliusza nie będę wchodził w szczegóły, ale miło było słuchać, że nawet wśród takich podróżników mam opinię „szalonego” :).