Genek ma swoich informatorów albo czyta fejsbuka (czego się po nim nie spodziewałem), bo poprawnie wskazał, że 5 kwietnia byłem w Vigan. O tym jednak za chwilę, trzeba opisać wydarzenia dnia wcześniejszego.
Po opuszczeniu Korei udałem się do Manili. Mój lot Taszkent-Seul-Manila pokazuje, jak dobrze jest mieć mile Miles&More – zapłaciłem za niego 20 tys. mil i 100 USD podatków. Alternatywy były drogie, koszmarnie nieefektywne i w dodatku niepewne.
Przyleciałem koło 22.30 i błyskawicznie przeszedłem przez kontrolę paszportową. Trzeba pamiętać, że Filipiny wymagają zainstalowania aplikacji eGovPH, w której trzeba 1-3 dni przed podróżą zgłosić przyjazd. Rejestracja nie jest automatyczna, trzeba czekać 1-3 dni na autoryzację paszportu, a więc nie da się tego załatwić na lotnisku przylotowym. Nie wiem, co się dzieje, jeśli ktoś jej nie ma, a tacy się na pewno zdarzają.
Filipiny to mój 99 kraj z listy ONZ. Brakuje jednego do setki i nie wiem, co może nim być, bo wszystkie kolejne podróże będą do krajów, które już odwiedziłem. Nie wybieram nic specjalnego na kraj nr 100, zobaczymy, co się przytrafi.
Następny lot miałem o 5 rano, więc nie było sensu szukać hotelu. Przekimałem na lotnisku. Ze sporym opóźnieniem doleciałem do
Davao, gdzie czekał na mnie mój kolega Luis. Razem mieliśmy się udać do
Mount Hamiguitan. Luis zamówił samochód z kierowcą, który był jednak beznadziejny – jechał wolno, zgubił drogę, a wracając na prawidłową wjechał na potężny kamień. Rezultat – połamana felga (!) i uszkodzone przewody z płynem hamulcowym, opona oczywiście też do wymiany. Typ nie miał nawet odpowiednich narzędzi do wymiany koła, musiał pożyczać z okolicznej wioski. Koła nie udało się odkręcić, a my szukaliśmy alternatyw – obaj mieliśmy loty wieczorem. Zawiózł nas gość, który pomagał wymieniać koło – najpierw do parku, potem szybko jak błyskawica na lotnisko. Dzięki temu zdążyłem na samolot powrotny.
O samym parku nie za wiele mogę napisać. Oficjalnie jest zamknięty już od 2014 r., od kiedy wpisano go na listę UNESCO, zwiedzać można tylko Visitor’s Center z fajnym muzeum. Udało się zobaczyć potężny dzbanecznik (pitcher plant) – mięsożerną roślinę, zwabiającą i zabijającą owady. Maleńki dzbanecznik widziałem kiedyś w parku narodowym Kota Kinabalu, ten był ogromny i miał chyba z setkę dzbanków.
Wyspa Mindanao, na której położony jest park Mount Hamiguitan, jest uważana za dość niebezpieczną, jeszcze niedawno zdarzały się tam porwania turystów. W katolickim kraju Mindanao to wyspa muzułmanów, choć w jej południowej części więcej było widać symboli katolickich niż islamskich. O potencjalnym niebezpieczeństwie przypominają tylko liczne checkpointy z uzbrojonymi w broń długą policjantami.