To była wspaniała podróż do kraju, który przekroczył chyba oczekiwania wszystkich z naszej grupy. Spodziewaliśmy się podróży w stylu najgorszych krajów Afryki, z niewygodami, ciągłymi checkpointami i mało interesującymi, zapuszczonymi miastami. Niewygód, owszem, było niemało, ale interakcje z ludźmi (zazwyczaj bardzo przyjaznymi) czy oglądane zabytki w pełni nam to zrekompensowały.
Na początek kwestie bezpieczeństwa. Nie ukrywam, mieliśmy przed podróżą małe obawy. W maju tego roku jakiś samotny strzelec zabił na targu w Bamianie kilku zagranicznych turystów. Nie wiadomo do dziś, co było przyczyną ataku. Po tym incydencie dodatkowo wzmocniono bezpieczeństwo – w większości miejsc towarzyszył nam jeden lub dwóch strażników z bronią. W hotelu w Kabulu byliśmy poddawani drobiazgowej kontroli bezpieczeństwa za każdym wejściem. Checkpointów w kraju jest zatrzęsienie, dość często sprawdzają paszporty, choć nigdy nie kazali nam otwierać bagaży. Każda podróż turystów wymaga uzyskania permitu – albo w stolicy prowincji, albo centralnie w Kabulu na cały kraj. Podsumowując – czuliśmy się wszędzie bardzo bezpiecznie.
Plan był bardzo napięty – nasz fixer robi tego typu trasę w dwa dni dłużej. Obawiałem się trochę, czy wszyscy to wytrzymają i czy nie będzie zgrzytów. W końcu z pozostałej siódemki podróżowałem wcześniej tylko z Piotrkiem. Obawy były niepotrzebne, wszyscy się świetnie dogadywali, a nasz fixer powiedział, że byliśmy najlepszą grupą, którą prowadził. Nawet, jeśli jest w tym jakaś przesada, niewątpliwie grupa była wyjątkowo zdyscyplinowana i zgodna.
A propos fixera – prowadził nas
Sardar, właściciel Ancient Afghanistan Travel Agency (AATA) i należą mu się wielkie podziękowania. Był słowny, załatwiał wszystko na czas i był bardzo sympatyczny. Wziął pieniądze z góry, ale potem nie skąpił na jedzenie czy napoje dla grupy (inni przewodnicy zwykle zapewniają tylko wodę i sami zamawiają posiłki). Nie pała miłością do Talibów, nie podobają mu się obecne porządki i w ramach protestu (jak mówi) nie żeni się – nie chciałby skazywać swoich ewentualnych córek na życie w tym kraju. Sardar był na listach ewakuacyjnych i mógł wylecieć z kraju w 2021 r., ale postanowił zostać – głównie ze względu na matkę. Póki co radzi sobie bardzo dobrze, z pewnością zarabia nieprzeciętnie jak na standardy afgańskie, ale ciekawe jak długo? Afganistan w teorii otwiera się na turystów, ale w praktyce rzuca im kłody pod nogi. Takie akcje jak anulowanie wiz czy próba egzekucji zakazu wstępu do parków przez zagraniczne turystki to dla wielu dostateczny powód, żeby Afganistan omijać szerokim łukiem. Szczerze Sardara rekomenduję.
A propos posiłków – jedliśmy (za) dużo, choć całkiem zróżnicowanie. Sardar wyczuł, że niekoniecznie musimy mieć mięso w każdym posiłku i np. w okolicach minaretu z Dżam polecił ugotowanie warzywnej potrawki, która wszystkim smakowała. Oczywiście oprócz warzyw nasyciliśmy się kebabem w każdej postaci, a także bardziej typowymi daniami afgańskimi. Część z nich (np. manty czy płow) są znane w innych krajach, szczególnie w poradzieckich republikach Azji Centralnej.
Ludzie w Afganistanie zasługują na osobną wzmiankę. Nie spodziewaliśmy się aż tak przyjaznego podejścia. W 9 na 10 przypadków nie było problemu z uzyskaniem zgody na fotografię, często sami o to prosili. W Kabulu można się było sfotografować nawet z kobietą. Widać, że są spragnieni kontaktów ze światem i z dumą chcą pokazać swój kraj.
Afganistan zaskoczył nas też w podejściu do kobiet. Wszyscy czytamy alarmujące raporty, że w tym kraju kobieta nie może wyjść sama z domu, a gdyby nawet to z obowiązkowo zasłoniętym całym ciałem. W rzeczywistości nawet w najbardziej konserwatywnym Kandaharze kobiety chodziły same i często nie zakrywały całej twarzy. W dużych miastach, szczególnie w Heracie i Kabulu, chodzenie samotnie lub w grupach i pokazywanie włosów było na porządku dziennym. Wygląda na to, że zakazy ogłaszane przez Talibów nie są (jeszcze) egzekwowane. Oczywiście samo to, że samotnie wychodzącą kobietę może zatrzymać stróż porządku jest wystarczająco opresyjne. Nie należy też ulegać wrażeniu, że kobiety w zasadzie żyją normalnie. Nie, nie żyją, a Afganistan to chyba najgorsze miejsce, w którym mogły się urodzić. Dwa zakazy są egzekwowane skutecznie – zakaz edukacji kobiet powyżej 12 roku życia (są wyjątki, można korzystać z prywatnych szkół, niektóre kobiety mogą też kształcić się jako pielęgniarki) oraz zakaz pracy. Zakaz pracy jest szczególnie bolesny i przez niego wiele kobiet popadło w ciężką depresję. Owszem, w Kabulu widzieliśmy trochę pracujących kobiet (można dostać specjalne zezwolenia, zazwyczaj na pracę, której mężczyzna wykonywać nie może, np. kontrola bezpieczeństwa innych kobiet), ale to kropla w morzu. Celem tego wszystkiego jest uprzedmiotowienie kobiet i uzależnienie ich w jak największym stopniu od mężczyzn. To się w dużej mierze udaje.
Co czeka ten kraj? Afganistan stracił stabilizację w kwietniu 1978 r., z chwilą rozpoczęcia inwazji radzieckiej, i od tego czasu aż do września 2021 r. był w ciągłym stanie wojny. Dopiero od trzech lat można mówić o prawdziwym pokoju. Nie można powiedzieć, że przez ten czas nic się nie wydarzyło – Talibowie usprawniają infrastrukturę i powoli podnoszą poziom życia. Jednocześnie sprawują rządy autorytarne i faworyzują jedną grupę etniczną (Pasztunów) kosztem wszystkich innych. Zamiast wybudować porządną drogę na osi Kabul-Herat inwestują w „objazd” przez Kandahar – w przeciwnym wypadku Pasztuni straciliby źródło dochodu. Zapytałem naszego przewodnika jakie jest jego zdanie na temat przyszłości Afganistanu. Odpowiedział mądrze pytaniem: Co może czekać kraj, w którym połowa ludności nie pracuje i się nie kształci?
Z tego, co mogłem wywnioskować, Talibowie wcale nie mają tak dużego poparcia w afgańskim społeczeństwie. Póki co kontrolują sytuację, ale kto tak naprawdę mógł ostatnio powiedzieć, że kontroluje Afganistan – kraj, w którym może co drugi dorosły ma kałasznikowa?
Dużo tych znaków zapytania. Podejście do tego typu krajów mam jedno – gdy się otwiera okienko, należy z niego skorzystać. Zwiedzajcie ten kraj póki jest możliwość.
______
Tradycyjnie na koniec trochę o planach na przyszłość. Ten rok jest dla mnie zupełnie wyjątkowy (piszę to podsumowanie podczas lotu Kabul-Dubaj, mojego 51. lotu w 2024!) i w ostatnim kwartale wcale nie zamierzam się zatrzymywać. Przede mną dwie weekendowe podróże po Europie – jedna samotna, druga z żoną. Z żoną wybieram się również w listopadzie do Indii i tę podróż będę z pewnością tu relacjonował. A to tylko podróże zaplanowane, znając życie wpadnie jeszcze jedna-dwie dodatkowe. Roku trwaj!
PS To chyba pierwsza na Geoblogu podróż relacjonowana równolegle przez dwie osoby. Mam nadzieję, że się ta forma podobała. Aby się niczym nie sugerować, nigdy nie przeczytałem notki Jekatherine zanim mój wpis nie został opublikowany. Może ktoś wychwycił, że wyszły z tego zabawne różnice – dla mnie droga do Heratu była nudna i monotonna, dla Jekatherine ciekawa i zróżnicowana :)
Po raz kolejny dziękuję wszystkim, którzy czytali i komentowali. Do następnej relacji – już wkrótce, inszallah.