Wczoraj działo się dużo, dziś niewiele, więc wpis będzie krótki. Mieliśmy po prostu jechać z Chirundu do Livingstone i zostać tam na nocleg. W międzyczasie zmieniliśmy nieco plany i postanowiliśmy odbić do stolicy Zambii, a nocować tam, gdzie zastanie nas wieczór. No i tak zrobiliśmy.
Z drogi niewiele jest do opowiadania – chyba tylko to, że dwa razy zatrzymała mnie policja. Raz za przekroczenie prędkości (było 60, jechałem 74, ale stanęli w takim miejscu, gdzie praktycznie nikt nie był w stanie utrzymać limitu prędkości) – zapłaciłem 300 kwacza (jakieś 50 zł) czyli ok. Drugi raz zatrzymała mnie policja w samej Lusace za to, że po wyjeździe ze stacji benzynowej zmieniłem pas na linii ciągłej (stałem na takim do prawoskrętu, a musiałem jechać prosto). I to już jest delikatnie mówiąc chamstwo. Codziennie podobny manewr wykonują miliony kierowców w dużych miastach i nikt ich za to nie karze. Ja zapłaciłem aż 450 kwacza, czyli 75 zł, i to po „nadzwyczajnym złagodzeniu kary”, bo się trochę z policjantkami sprzeczałem. Ewidentnie policja w Zambii ma nieładne nawyki łapania kierowców. Szkoda, bo poza tym kraj jest naprawdę przyjemny.
Po tym incydencie i staniu w ogromnych korkach odeszła nas ochota na dłuższy pobyt w Lusace. Zwiedziliśmy tylko jeden z największych meczetów miasta, tj. meczet E-Umara al-Faruka. Swoją drogą nie miałem pojęcia, że w Zambii jest tyle meczetów. Dziwne, bo muzułmanów jest tam zaledwie koło 3%. Wizytę w Lusace zakończyliśmy w Muzeum Narodowym – w moim przekonaniu raczej słabym, ale jako tako przybliżającym historię kraju.
Śpimy w Czoma, sporym mieście trzy godziny do Linvingstone. Tym razem mamy ogromny pokój i dobre warunki za 25 USD ze śniadaniem – idealnie, za ceny ewidentnie można Zambię kochać. Jutro tylko droga do Livingstone i jeszcze raz przekroczenie granicy z Zimbabwe. Może liźniemy wodospady z góry – zobaczymy.
Przy okazji – z okazji dyskusji z policjantkami użyłem argumentu, że prowadziłem samochód w 50 krajach i nigdy mnie taka sytuacja nie spotkała (to była najczystsza prawda). Zacząłem jednak liczyć w ilu krajach naprawdę prowadziłem samochód. Wyszło mi 56 – a więc policjantkom nie skłamałem :) Chciałbym dobić do co najmniej 100, co chyba nie będzie bardzo trudne.
PS Rysunki Martyny z dwóch ostatnich wpisów uzupełnione.