Kolejny intensywny dzień za nami, pełen niespodzianek i sporej dawki szczęścia. Rozpoczęliśmy od bardzo wysokiego C, meldując się koło 8.30 w
Dolinie Królów, nekropolii egipskich faraonów. Na miejscu rozkminka co wybrać – standardowy bilet wstępu za 260 EGP pozwala zwiedzić 3 grobowce z kilku otwartych, oprócz tego można wykupić wstępy do czterech dodatkowych: jednego za 60 EGP (nie pamiętam czyjego), Ramzesa V i VI za 100 EGP, Tutanchamona za 300 EGP i Setiego I za… 1000 EGP (!). Wybraliśmy dodatkowo Ramzesa i Tutanchamona, przez co mój portfel uszczuplił się o prawie 2000 EGP czyli koło 300 zł. Gdybyśmy wszyscy wybrali jeszcze zwiedzanie grobowca Setiego I, do którego nie ma zniżek dla dzieci, zapłacilibyśmy trzy razy tyle.
Na standardowym bilecie, za namową biletowego, wybraliśmy grobowce Ramzesa IV, Ramzesa IX i łączony Tausert i Seknaht. Były to dobre wybory, grobowce są na pewno interesujące. Zdecydowanie warto zakupić bilet dodatkowy do grobowca Ramzesa V i VI – daje świetną jakość za niewygórowaną cenę. U Tutanchamona płaci się przede wszystkim za markę – ten faraon zmarł w wieku 19 lat i został pochowany w malutkim grobowcu (przeznaczonym zresztą nie dla niego), zdecydowanie mniej ciekawym niż pozostałe. Tutaj też znajduje się jego ciało, chyba po to, żeby osłodzić turystom wydatek 300 funtów.
Mi jednak bilet do grobowca Tutenchamona zwrócił się z nawiązką. Na podłodze zauważyłem jakiś bilet, podniosłem go, aby przekonać się, że to nieprzedziurawiona wejściówka do grobowca Setiego I, warta 1000 funtów czyli koło 140-150 zł. Wydana półtorej godziny temu, więc raczej nie zgubił jej nikt z ostatnio odwiedzających. To jeszcze nie gwarantowało wstępu - bilety były czasem skanowane bez dziurkowania. Gdyby tak było w tym przypadku, biletowy zobaczyłby, że bilet był już wykorzystany. Ale podszedłem do grobowca i zostałem bez problemu wpuszczony! Grobowiec Setiego I tona pewno najciekawszy i największy grobowiec w Dolinie Królów, ale czy warty płacenia tyle, co za wszystkie pozostałe razem wzięte? Powątpiewam.
Na marginesie – w ostatnich dniach było w Egipcie dość zimno, ale dziś temperatura wzrosła do niebagatelnych 21 stopni. Mimo to w pozbawionej cienia Dolinie Królów czuliśmy prawie że upał. Wejście do grobowców nie ratowało sytuacji, w dolnych partiach było nawet goręcej. Nie wyobrażam sobie zwiedzania tego miejsca latem, gdy temperatura nierzadko przekracza 40 stopni.
Z Doliny Królów przejechaliśmy do
Doliny Królowych, w których, jak sama nazwa wskazuje…
...wróć, nic z tych rzeczy…
Owszem, są tu pochowane małżonki faraonów, ale również wielu mężczyzn, w tym synowie władców. Paradoksalnie z trzech grobowców dostępnych do zwiedzania na standardowym bilecie tylko jeden należał do kobiety. W Dolinie Królowych znajduje się grobowiec Nefertari, żony wielkiego Ramzesa II, najpiękniejszy ze wszystkich grobowców z obu dolin. Ten przebił ceną nawet grobowiec Setiego I, bo kosztuje 1400 funtów, prawie 50 USD! Niestety, zgubionego biletu tym razem nie znaleźliśmy i nie weszliśmy do środka.
Udaliśmy się za to do
Esny, celem zwiedzenia niewielkiej, ale bardzo dobrze zachowanej świątyni boga Chnuma. Rozpoczęto jej budowę w XV w. p.n.e., ale zakończono dopiero w czasach rzymskich. Świątynia w Esnie jest poddawana intensywnej renowacji i można się tu naocznie przekonać, jaka jest różnica między odnowionymi i nieodnowionymi częściami. Zadziwia też fakt, że architektonicznie jest podobna do świątyń o dwadzieścia wieków starszych. Grecka dynastia Ptolemeuszy, a potem Rzymianie, zdołali odcisnąć tylko niewielkie piętno na egipskiej architekturze.
Z Esny półtorej godziny drogi dzieliło nas do
Edfu ze wspaniałą świątynią Chorusa i jej słynnymi, wysokimi na 35 metrów pylonami. Edfu to druga największa świątynia w Egipcie, ustępująca tylko tej w Karnaku. Zdecydowanie warto!
W Edfu po raz drugi dzisiejszego dnia mieliśmy dużo szczęścia. Wyprzedziłem dorożkę, spojrzałem w lusterko, żeby zobaczyć, jak odpada z niej lewe koło. Gdybym mijał ją kilka sekund później, samochód zostałby co najmniej mocno porysowany.
Z Edfu chcieliśmy dostać się do
Kom Ombo. Wiedziałem, że dotarlibyśmy tam po 17 i świątynia według Google miała być zamknięta, przez co już miałem ją odpuścić. Ale zachęcony moim porannym sukcesem Adam zbierał zgubione przez innych bilety. Znalazł zużyty bilet, który bardzo nam się przydał – był to bilet do Kom Ombo z poprzedniego dnia wydany o godzinie 20.00. Poszperałem i okazało się, że świątynia jest otwarta do późnych godzin wieczornych, na pewno do 21.00. Ponoć to dlatego, że statki wycieczkowe z Luksoru nie są w stanie dotrzeć tam wcześniej. A więc na dokładkę dotarliśmy dziś do Kom Ombo, świątyni poświęconej Sobkowi, bogowi-krokodylowi. Świątynia, w odróżnieniu od poprzednich, jest niekompletnie zrekonstruowana, ale i tak prezentuje się świetnie. Bardzo interesujące jest położone tuż obok muzeum krokodyli, gdzie prezentowane są kompletne mumie tych zwierząt, preparowane w hołdzie bogowi Sobkowi.
Długi i intensywny dzień kończymy pod Asuanem. Nie było dziś dużych przebiegów, ale jazda przez mocno zaludnioną dolinę Nilu solidnie mnie wymęczyła. Wczułem się już kompletnie w egipski styl jazdy i bez problemu wyprzedzam na wąskiej drodze, kiedy z naprzeciwka coś jedzie. Nie mogę się tylko przyzwyczaić do braku używania świateł w nocy...
Na deser druga część podróżniczego notatnika Martyny,