Geoblog.pl    stock    Podróże    E-SS-E czyli kolorujemy białe plamy na geoblogowej mapie    Znika ostatni nieopisany kraj na Geoblogu
Zwiń mapę
2022
03
lis

Znika ostatni nieopisany kraj na Geoblogu

 
Sudan
Sudan, Dżuba
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 5934 km
 
Panie i Panowie, nadejszła wiekopomna chwila. Po kilkunastu latach funkcjonowania Geobloga doczekaliśmy się sytuacji, w której użytkownicy portalu dodali relacje ze wszystkich państw świata. Ostatnim brakującym był Sudan Południowy, którego Geoblog nawet nie rozpoznaje – w momencie powstania portalu kraj jeszcze nie istniał. Tym wpisem z przyjemnością wymazuję tę białą plamę.


Obawialiśmy się tego kraju. Od uzyskania niepodległości w światku podróżniczym miał opinię jednego z najtrudniejszych, najmniej ciekawych i najdroższych. Krótko mówiąc – dobry kraj na zaliczenie, tzn. przylot do stolicy, krótki pobyt i wylot. Punktem obowiązkowym dla chcących wyjechać poza stolicę było „cow site” – wizyta u plemienia Mundari, niedaleko Dżuby.
My mieliśmy ambitniejsze plany, polegające na zwiedzeniu wszystkich regionów NomadMania. To wymagało opuszczenia Dżuby na co najmniej dwie noce. Piotrek skontaktował się z różnymi fixerami i ostatecznie zdecydowaliśmy się na usługi Davida z Boma Hills Tourism. David prowadzi biuro już długo, ale nawet on po raz pierwszy robił trasę, którą uzgodniliśmy.

Problemy z Sudanem Południowym polegają na trudnościach w transporcie, wszechobecnym łapownictwie, zakazie robienia zdjęć i tym podobnych atrakcjach. David znał te wszystkie przeszkody i załatwił m.in. zezwolenie na robienie zdjęć (trzeba było podać model aparatu) oraz permit na opuszczenie Dżuby. Jak widać, w Sudanie Południowym fixer jest w zasadzie niezbędny, nie bylibyśmy w stanie wyrobić tych dokumentów samodzielnie. Dzięki pomocy Davida błyskawicznie dostaliśmy też aprobatę e-wizy, kosztującej zaporowe 120 USD. E-wiza jest do uzyskania tylko przy zaproszeniu z lokalnego biura.
……….
Wylecieliśmy z Asmary niemal punktualnie, po drodze przechodząc przez chyba 8 osób sprawdzających nasze paszporty czy bilety (kolejny przejaw bezsensownej bezpłatnej służby na rzecz państwa). Po przeskanowaniu bagażu każdy szedł jeszcze na kontrolę manualną. U mnie poszło szybko, ale Piotrka przetrzymali konkretnie.

W Addis wylądowaliśmy praktycznie o czasie, do kolejnego samolotu pozostała jednak mniej niż godzina. Wystarczająco, żeby połączyć się ze światem po trzech dniach bycia prawie off-line. W samolocie do Dżuby na prawie 200 miejsc zajętych było 21, za to w półtoragodzinnym locie dawali pełen obiad. Z tych dwudziestu jeden jakieś dziewiętnaście osób to byli oficjele, pracownicy ONZ i rozmaitych organizacji pomocowych. Pozostała dwójka to ja i Piotrek.

Przylot był bezproblemowy - chcieli jedynie wizę, certyfikaty szczepienia na covid i żółtą gorączkę – to pierwszy pozytyw. Drugi pozytyw - dwa dni wcześniej rząd Sudanu Południowego zniósł obowiązki testu na covid, więc na lotnisku nie musieliśmy spędzać dużo czasu. David już czekał i odwiózł nas do hotelu Rivercamp nad Białym Nilem, typowej enklawy dla białych i pracowników organizacji międzynarodowych, ogrodzonej i strzeżonej. Niezbyt lubię takie miejsca, ale po czterech dniach dość surowych warunków w Erytrei nie narzekałem na jeden dzień „luksusu”. Mieliśmy tam nawet basen i wreszcie bardzo dobry Internet. Hotel jest położony perfekcyjnie, tuż przy miejscu, gdzie zatonął statek pasażerski. Mogliby wrak usunąć, ale ponoć właściciele hotelu i goście się nie zgadzają. Popieram - wrak wygląda bardzo fotogenicznie zarówno w dzień, jak i w nocy. I stwierdzam ze smutkiem, że jest to jedyne fotogenicznie miejsce w całej Dżubie.

Kolejnego dnia z rana nasz fixer zabrał nas w długą drogę do Bor położonego w stanie Jonglei. Po drodze mijaliśmy tereny parku narodowego Badingilo, będącego miejscem wielkiej migracji zwierząt. My jednak żadnego dużego zwierzęcia nie spotkaliśmy. Przynajmniej ssaka, bo ogromne ptaki się zdarzały. Droga była całkiem dobra, choć asfalt skończył się dość szybko.

Zaraz za Dżubą zaczynają się tereny plemienne, z chatkami z trzciny, a nawet ludźmi ubranymi tylko w przepaski biodrowe (potem się dowiedzieliśmy, że te osoby w przepaskach to młodzieńcy czekający na inicjację jako mężczyźni, dorośli się tak skąpo nie ubierają). Z drogi nie udało się zrobić dobrych zdjęć, ale zatrzymaliśmy się przy dużym zbiegowisku. Okazało się, że to zawody zapaśnicze. W listopadzie przypada koniec pory deszczowej i czas żniw, kiedy to ludzie są najsilniejsi i chcą spróbować swoich sił w zapasach z konkurencyjnymi wioskami czy klanami. Publiczność reagowała bardzo żywo mimo, że większość walk zakończyła się remisem.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (15)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (11)
DODAJ KOMENTARZ
Marianka
Marianka - 2022-11-26 16:24
Gratulacje, doskonała robota!
A relacja arcyciekawa! Zazdroszczę tych zapasów! A swoją drogą bardzo mi przypomina krajobrazy południowej Etiopii ;)
 
sestian
sestian - 2022-11-26 17:51
Brawo! To jest prawdziwe odkrycie. Geoblog terra incognita :)
 
Danach
Danach - 2022-11-26 19:45
Super , ze się udało tam dotrzeć i realizować plan :)
 
stock
stock - 2022-11-26 21:04
@Marianka - za chwilę przyjdzie na te krajobrazy czas. Widoki trochę przypominają południową Etiopię, ale ci ludzie widzą białych pewnie ze dwadzieścia razy rzadziej. Jeszcze bardziej to będzie widać w kolejnym wpisie.

@Sestian - teraz terra incognita na Geoblogu to tylko niektóre terytoria zależne. I tu zamalować wszystkie plamy będzie bardzo, bardzo trudno. Ale trzeba próbować. Swoją drogą - dawno nic nie pisałeś, nie podróżujesz czy co?

@Danach - dzięki!
 
louis
louis - 2022-11-26 23:54
Sorry Wojtek, że się w Wasze Przygody wtrącam, ale Twój poniższy tekst mocno mnie zaintrygował, więc postanowiłem się odezwać. Mój nick "louis" nie jest wytłuszczony, ale to na pewno ja. Po tak długim czasie trudno mi było się zalogować, bo po prostu już zapomniałem mojego hasła.

>>>teraz terra incognita na Geoblogu to tylko niektóre terytoria zależne. I tu zamalować wszystkie plamy będzie bardzo, bardzo trudno. Ale trzeba próbować.
 
louis
louis - 2022-11-27 00:03
Dalsza część postu się nie wydrukowała, więc powtarzam;

Na geoblog.pl na moim "koncie" mam wprawdzie już wg spisu 161 pozycji, ale w sumie mógłbym do tego śmiało dorzucić jeszcze z 30-35 następnych "wylistowanych" miejsc, które odwiedziłem, ale dotąd nigdy jeszcze o nich nie wspominałem, czując się na tym forum niezbyt mile przyjmowanym, co spowodowało moje usunięcie się w cień, więc następnych wpisów już tu nie zamieszczałem. Ale może teraz, skoro już wspomniałeś o tych "plamach do zamazania"... Itd...
 
stock
stock - 2022-11-27 07:27
@Louis Miło, że się odezwałeś po dłuższej przerwie. No pewnie, że pisz! Akurat większość z tych terytoriów zależnych to wyspy więc spodziewam się, że pokolorujesz sporo pozostających białych plam.
 
genek
genek - 2022-11-27 17:08
fajnie by było , jak by geoblog uznał wreszcie niepodległość tej części Afryki. Twoją pasję od lat podziwiam i kibicuje.
 
mucha
mucha - 2022-11-28 07:56
Jedno wielkie wow, gratulacje :)
 
zula
zula - 2022-11-28 20:56
Panowie - wielkie gratulacje za realizację planów i odkrywanie Świata!
Brawo - podziwiam bardzo!
 
mamaMa
mamaMa - 2022-12-18 12:37
Duma mnie rozpiera!!!!

Gratulacje, ogromne!!!

Ludzi, którzy tak myślą, że "trzeba próbować" i w obranym kierunku działają powinno być jak najwięcej na tym biernym świecie.

Brawo!!!

A malowniczych zdjęć po wpisem parę jest. Malowniczych fotografii z nieznanego świata.

Chapeau bas!
 
 
stock
Wojtek
zwiedził 51.5% świata (103 państwa)
Zasoby: 640 wpisów640 2686 komentarzy2686 7849 zdjęć7849 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
23.11.2024 - 24.11.2024
 
 
01.11.2024 - 11.11.2024
 
 
12.09.2024 - 22.09.2024