Choć dopiero w kolejnej notce wskażę miejsce mojej ostatniej podróży w 2020, zacznę od podsumowania tego dziwnego roku. Podobno na świecie był to niespokojny rok i niektórzy odczuwali pewne restrykcje w podróżowaniu...
Nie wiem, o co może chodzić, dla mnie (dla nas) 2020 to jeden z najlepszych podróżniczo okresów ;-)
Żarty na bok, szczególne teraz widać, jak ciężkie czasy nastały dla podróżników, ale fakt, że w 2020 udało się zrobić całkiem sporo.
Przede wszystkim nowe kraje:
Dla mnie 7 - Chile, Argentyna, Paragwaj, Brazylia, Urugwaj, Bułgaria i Tanzania. Tanzania jest moim 70. odwiedzonym w życiu państwem. Miałem wcześniej cel dobicia do 100 krajów przed 40-tką, ale już widzę, że przez pandemię będzie nierealny. Na szczęście znalazłem inny :-)
U Kasi, Adama i Martyny 6 nowych krajów, bo nie byli ze mną w Tanzanii.
Kasia przekroczyła w tym roku liczbę 50 krajów, dochodząc do 52.
Adam przekroczył 40-tkę, osiągając liczbę 42 krajów.
Martyna z kolei przekroczyła 30-tkę, dobijając do liczby 34 państw.
Z krajów nienowych doszły Włochy (podróż zaczęta jeszcze w 2019) i Czechy w pięknym czasie, gdy kraj ten ogłosił się wolnym od wirusa. W sierpniu żadne restrykcje nie obowiązywały, ale już trzy tygodnie później sytuacja zmieniła się niemal o 180 stopni.
Jeśli chodzi o dni podróży, to było ich 55 – nie porównywałem z latami poprzednimi, ale z tej statystyki jestem zadowolony.
Lista UNESCO – 67 nowych miejsc (z czego 45 po wybuchu pandemii) i z tego jestem szczególnie dumny. Na koniec roku miałem odwiedzone 432 miejsca, co plasuje mnie w pierwszej dziesiątce Polaków, którzy swoje osiągnięcia w tym zakresie udostępnili w sieci. Do końca 2021 r. chciałbym dobić do 500, co nie będzie takie proste, ale pewna szansa jest. A przed 40-tką bardzo bym chciał dobić do 600 odwiedzonych miejsc.
Najbardziej zadowolony jestem z liczby nowych regionów
Nomad Mania – 51 nowych regionów w 2020 r. plasuje mnie w pierwszej dziesiątce użytkowników tego portalu (7. miejsce). Kasia, z 47 nowymi regionami, zajęła 11. miejsce w tej klasyfikacji. Dla dzieci tej statystyki nie prowadzę, ale gdybym prowadził, Adam też miałby 47, a Martyna nawet 49.
Własnym samochodem wybraliśmy się tylko do Czech, pokonując dystans prawie równo 2000 km (2027). Z kolei wynajmowanymi samochodami pokonaliśmy dystanse odpowiednio 8056 kilometrów -
po Argentynie i okolicach, 1629 km -
po Bułgarii, 7748 km -
po Brazylii, ok. 2000 km po południowych Włoszech i 2555 km samodzielnie po Wielkiej Brytanii. W sumie daje to ok. 24 tys. kilometrów jako kierowca – wystarczyłoby na przejechanie z jednego bieguna na drugi, gdyby taka trasa istniała. Dla porównania, w 2019 było to ok. 16 tys. km.
Lotów było tylko 23, ale pokonany dystans to 66 tys. km, co oznacza prawie 3 tys. km na odcinek. Ale liczba lotów to nigdy nie był czynnik, który brałem pod uwagę. W zasadzie im mniej, tym lepiej, no ale trzeba się jakoś dostać za ocean.
Wirus pokrzyżował nam trochę planów, ale jednocześnie otworzył inne możliwości, więc per saldo nie możemy narzekać. W marcu mieliśmy być w Libanie, przełożyliśmy to na październik, ale i z tego nic nie wyszło. We wrześniu miałem lecieć na Karaiby – zbankrutował mi przewoźnik i nie poleciałem. W styczniu 2021 mieliśmy być w Egipcie, ale Easyjet pokasował nam loty. Za wszystkie odwołane podróże dostałem już zwrot pieniędzy.
Ani ten, ani żaden inny wirus nie pokrzyżował nam też (odpukać) zdrowia - w 2020 nikt z nas nie chorował, nawet dzieci nie opuściły z powodu choroby żadnego dnia w szkole. W najbliższej rodzinie nikt na COVID nie chorował, w nieco dalszej mieliśmy 89-latka, który z tego powodu wylądował pod tlenem, ale się wylizał, wyszedł ze szpitala i wydaje się, że choroba nie ma dalszych następstw. Oby tak dalej!
Plany na 2021 są wyjątkowo mgliste. Chcemy zrobić wypad do Hiszpanii na Boże Ciało, po czym gdzieś dalej na początku wakacji. Żeby „wyrobić” moje brakujące do pięćsetki miejsca z listy UNESCO w tym roku, muszę dość ostro podróżować po Europie w weekendy, ale na razie nie bardzo się da, bo wszędzie lockdowny, testy i tego typu atrakcje. Obecny czas jest chyba najgorszy do podróżowania od początku pandemii i pocieszam się, że teraz może być tylko lepiej. Czego, wraz ze zdrowiem, życzę wszystkim czytelnikom i sympatykom Geobloga!