Wieczór spędziliśmy w prywatnym domu w Iwanowie, którego właściciel ogłasza się na portalach typu buking. Szczerze polecamy „Guesthouse in Ivanovo”, szczególnie wczesną jesienią – do naszej, a szczególnie dzieci, dyspozycji, były rosnące na podwórku gruszki, brzoskwinie i kilka rodzajów winogron. Pycha! A sam gospodarz okazał się nieprzeciętnym, ale bardzo sympatycznym gaduła (rozmawialiśmy po rosyjsku, angielskiego chyba zbyt dobrze nie zna), z którym siedziałem do późnej nocy i który przekazał mi wiele ciekawostek z historii i współczesności Bułgarii. Nie wiedziałem na przykład, że Bułgaria, choć sprzymierzona z Hitlerem, jako jedyna nie uderzyła na Związek Radziecki, dzięki czemu kraj te, jako jedyny w Europie Centralnej i Zachodniej, w ogóle nie był terenem działań wojennych w ramach drugiej wojny światowej. Los jednak bywa przewrotny, bo choć Bułgaria podczas II wojny światowej nie ucierpiała, to niczego specjalnego nie zyskała, a dziś jest najbiedniejszym członkiem Unii Europejskiej, znacznie biedniejszym od innych krajów z dawnej orbity ZSRR.
Inną zaletą naszego spania była bliskość do kolejnego miejsca z listy UNESCO –
„Skalnych cerkwi w Iwanowie”. Od biedy można było się tam dostać pieszo lub przejechać 5 minut samochodem. Cerkwie i inne pomieszczenia potrzebne mnichom były tam wykuwane w skale już od XIII w., w pięknych okolicznościach przyrody, które obecnie objęte są ochroną w Parku Narodowym Rusenski Łom. Cerkwi jest w tym miejscu kilkadziesiąt, ale udostępniona do zwiedzania jest tylko jedna, malutka cerkiew Bogurodzicy. Żeby się tam dostać trzeba jakieś 20 minut spacerować w górę stromą ścieżką, podziwiając panoramę parku. Sama cerkiew, choć mała, robi wrażenie dodatnie, a pokrywające jej ściany freski są naprawdę niepospolitej urody. Mimo wszystko chciałbym, żeby to miejsce w przyszłości było udostępnione turystom nieco szerzej.
Iwanowo od Sofii dzielą cztery godziny przeważnie nie najgorszej drogi, podczas której można podziwiać bułgarską wieś. Architektonicznie wsie bułgarskie wyglądają podobnie do tych z północnej Grecji, z jednym wszakże wyjątkiem – te greckie są tysiąc razy bardziej zadbane. Niestety w Bułgarii nie jest z estetyką najlepiej, a szczególnie dziwi brak staranności przy wykończeniu domów, wśród których wiele jest nieotynkowanych. Widać również, że wieś przeżywa podobne do polskich problemy z wyludnianiem się, widać było wiele opuszczonych budynków.
W Sofii nie zabawiliśmy długo, a nasze plany obejmowały zwiedzenie najmniejszej i największej cerkwi miasta. Co do tej najmniejszej nie jestem taki pewny, choć
Cerkiew Bojańska jest rzeczywiście malutka, to być może znajdą się mniejsze. Z pewnością jest za to najcenniejsza w Sofii, a pewnie i w ogóle w Bułgarii. Świątynia sięgająca początkami X wieku jest pokryta naprawdę wspaniałymi, zachowanymi po dziś dzień freskami, w większości z XIII w. W odróżnieniu od tych z prowincjonalnego Iwanowa widać tu gołym okiem mistrzostwo stylu. Do cerkwi wpuszczają tylko po kilka osób ustawiając timer na jakieś 10 czy 15 minut. Robienie zdjęć jest zabronione, ale znów się poświęciłem dla Was…
Największą świątynią miasta i całej Bułgarii jest
Sobór Aleksandra Newskiego, najbardziej charakterystyczny budynek miasta. Sobór został wybudowany na cześć Aleksandra II – postaci w Polsce niezbyt lubianej, w Bułgarii wręcz przeciwnie – można powiedzieć, że to głównie dzięki niemu kraj ten odzyskał niepodległość po pięciu wiekach tureckiego panowania. Patronem jest święty rosyjski, cerkiew została wybudowana przez Rosjan i z rosyjskim rozmachem. Sobór stoi na środku ogromnego placu, co tylko dodatkowo uwypukla jego wielkie rozmiary. W środku jednak wymaga istotnych prac konserwatorskich.
To już koniec relacji z naszej krótkiej wycieczki do Bułgarii. Nawet tak krótkie, ale intensywne wyjazdy działają na nas wyjątkowo dobrze i być może będziemy jeszcze tak w tym roku podróżować. Mamy też ciągle w zanadrzu dużą, egzotyczną podróż, która, przynajmniej na papierze, ciągle ma szanse dojść do skutku. Ale do wyjazdu jeszcze dobrych kilka tygodni i w tych zwariowanych czasach wiele się może zmienić. Trzymajcie kciuki i – mam nadzieję – do szybkiego spotkania przy kolejnej relacji!