Nie powiem, żeby wybrzeże Morza Kaspijskiego było naszym ulubionym regionem Iranu. Krajobrazowo zrobiło się zdecydowanie nieegzotycznie. Dużo zieleni powinno uspokajać, ale zniknął ten element fascynacji krajem z zupełnie innej bajki. Wybrzeże Morza Kaspijskiego było ogromnie popularne w schyłkowym okresie rządów Rezy Pahlaviego, stąd wiele budynków wybudowano tam w latach 70-tych. Nie był to najlepszy czas dla światowej architektury, a irańskie modernistyczne budynki przypominają zbyt często nasze socjalistyczne klocki. Dodajmy do tego niebywałe zatłoczenie – na wybrzeżu, które musieliśmy przejechać całe, mamy kilka dużych miast - Raszt, Lachidżan, Amol, Babol, Sari czy Gorgan, z których żadne nie ma porządnej obwodnicy. Między tymi miastami jest kilkanaście mniejszych, a porządna trzypasmowa droga poprzez paskudne parkowanie zwęża się do jednego, wiecznie zatłoczonego pasa. Nie narzekałem do tej pory na irańskich kierowców, ale słowo daję, że po przejechaniu tej nadmorskiej drogi puszczały mi nerwy.
Postój zrobiliśmy w niewielkim mieście
Ramsar. Ramsar to od wielu lat niezwykle popularny kurort, takie irańskie Cannes czy Acapulco. Stał się sławny na świecie z dwóch powodów – zawarto tu
konwencję ramsarską o ochronie obszarów wodno-błotnych (19 z nich znajduje się w Polsce). Drugim powodem jest najwyższa na świecie
promieniotwórczość naturalna na obszarach zamieszkanych. W ogóle w całym Iranie promieniotwórczość jest dość wysoka, ale Ramsarczycy absorbują rocznie nawet 10 razy więcej, niż zalecane bezpieczne dawki. Negatywnych efektów zdrowotnych póki co nie udało się potwierdzić – ba, badania zdają się wręcz sugerować zwiększoną odporność ludzi mieszkających na takich terenach. W ogóle ryzyko związane z promieniotwórczością jest zdaniem wielu przesadzone, ale to temat na odrębną historię.
Popularność Ramsaru jako kurortu wzięła się zapewne z naśladownictwa – wszyscy chcieli być w pobliżu samego Rezy Szaha, który tak upodobał sobie Ramsar, że w latach 30-tych XX w. wybudował tam sobie pałac. Reza Szah wkrótce został zmuszony do abdykacji, ale pałac był jedną z ulubionych rezydencji jego syna, ostatniego szacha Iranu Mohammeda Rezy Pahlaviego. Mohammed spędził tam nawet swój miesiąc miodowy*.
I my chcieliśmy być w pobliżu szacha, zatrzymując się w hotelu o kilka minut spacerem od pałacu. Pałac nieco ucierpiał po islamskiej rewolucji, ale szybko został przywrócony do dawnego stanu i zamieniony w muzeum. Pałac jest niewielki, ale dobrze zachowany i całkiem ciekawy, tym bardziej, że obok jest kilka innych atrakcji. Jednym z nich jest królewska łaźnia, w której stał sobie samowar wyprodukowany w Polsce. W jednym z pomniejszych budynków otworzono z kolei
muzeum kości słoniowej, gdzie zebrano wiele światowej klasy eksponatów. Wszystko to udokumentowałem, bo, w odróżnieniu od pałaców w Europie, irańskie mają tę zaletę, że można w nich swobodnie robić zdjęcia.
* Ostatni szach Iranu zmarł na rzadką odmianę białaczki, co mogłoby jednak potwierdzać tezę o szkodliwości promieniowania jonizującego z okolic jego ulubionego Ramsaru.