Po parku narodowym, który, choć niewybierany z myślą o dzieciach, bardzo się im podobał, przyszła kolej na coś specjalnie dla Adasia i Martynki. Pewnie najbardziej charakterystycznym zwierzęciem Sri Lanki i jednym z pierwszych skojarzeń, gdy chodzi o ten kraj, jest słoń. Dzieci wiedziały, że pewnie uda im się zobaczyć słonie i były – zwłaszcza Adam – bardzo podekscytowane. Słonie można zobaczyć w różnego typu sierocińcach, ale tego typu przybytki wzbudzają czasem kontrowersje i wątpliwości czy słonie są tam dobrze traktowane. Sam nie lubię takich miejsc i od jakiegoś czasu mam nawet awersję do ogrodów zoologicznych. Poza tym znając moje pociechy z przejażdżki na grzbiecie słonia mogłoby nic nie wyjść. Stąd też trzeba było szukać innego sposobu zobaczenia tych gigantów. Na szczęście na Sri Lance nie ma z tym problemu – kraj jest mekką dzikich słoni, które można oglądać w kilku parkach narodowych w różnych częściach kraju. Jako, że trochę z konieczności spędzaliśmy noc przy
Parku Narodowym Udawalawe, udaliśmy się właśnie tam. Tak naprawdę żeby zobaczyć słonia nie trzeba wchodzić do parku, bo te zwierzęta lubią podchodzić pod ogrodzenie i żebrać o smakołyki. Przyjemność zwiedzenia parku kosztuje 4000 rupii za terenówkę z kierowcą plus bilet wstępu (nie pamiętam ile, chyba 3500 za dwójkę dorosłych, dzieci na szczęście za free). Nie jest to więc coś bardzo taniego, ale z drugiej strony nic przesadnie drogiego.
O 6 rano, przed śniadaniem, udaliśmy się do parku. Mieliśmy szczęście, trafiając na bardzo fajnego i uważnego przewodnika. Rozglądałem się na wszystkie strony, ale prawie nigdy nie byłem w stanie sam wypatrzeć zwierząt, które nam później pokazywał przewodnik. Czasami wymagało to nie lada spostrzegawczości żeby zobaczyć na przykład kameleona na kupie chrustu, oczywiście przybranego w szary kamuflarz. Albo malutkiego szczura przycupniętego gdzieś wysoko na gałęzi drzewa.
Jeśli chodzi o widoki, nasze safari okazało się sukcesem. Słoni nie widzieliśmy może zbyt dużo – pewnie ze dwadzieścia kilka sztuk - ale wystarczyło żeby się nimi nasycić. W parku zwierzyny jest w bród – widzieliśmy między innymi krokodyle, orły i niezliczone ilości różnego innego ptactwa. Dzieci wróciły uśmiechnięte od ucha do ucha – i o to chodzi!
Z Udawalawe udaliśmy się w długą drogę przez najpiękniejsze zakątki Sri Lanki – okolice
Elli i
Nuwara Ellja, królestwo pól herbacianych, wysokich gór, wodospadów, zielonych łąk i pól – najżyźniejszych w kraju. Park Narodowy Horton Plains zaledwie musnęliśmy, więc nie będę się o nim rozpisywał, ale dla samych tylko widoków warto się tam udać. Kiedyś zatrzymamy się tam na dłużej…