Do
Cidade Velha, położonego jakieś 20 kilometrów od stolicy, wybraliśmy się wypróbowanym poprzedniego dnia aluguerem. Tym razem podróż, choć krótsza, była jeszcze bardziej widowiskowa. Nasz aluguer był zapakowany po brzegi – dość powiedzieć, że na dwóch miejscach siedzących siedziała Kasia z Martyną, ja z Adamem i do tego z wózkiem na kolanach. Z pozoru nie było możliwości wciśnięcia nawet szpilki, kiedy to kierowca zatrzymał się na przystanku, chcąc zabrać cztery (!) osoby, w tym parę turystów z Europy z dużym plecakiem. Para turystów tylko kręciła z niedowierzaniem głowami i chciała czekać na następny aluguer, ale „konduktor” tak przeorganizował pasażerów, że – w do dziś niepojęty dla mnie sposób – wszyscy się zmieścili. Mimo wszystko dobrze, że podróż trwała tylko niecałą godzinę.
Cidade Velha (z portugalskiego po prostu Stare Miasto) to pierwsze osiedle wybudowane przez Portugalczyków na Wyspach Zielonego Przylądka i pierwsze w ogóle kolonialne miasteczko na południe od Sahary. Założone w 1462 r. gościło między innymi szukającego drogi do Indii Vasco da Gamę czy też Kolumba na początku jego trzeciej podróży do Ameryk. Portugalczycy zaczęli ze sporym rozmachem, budując, jak to u tych niestrudzonych ewangelizatorów bywało, jeden kościół na nie więcej niż pięćdziesięciu mieszkańców. Jeden z nich doczekał się nawet tytułu katedry (znów pierwszej w Afryce Subsaharyjskiej) – obecnie pozostały z niej jedynie mury. Dopiero sto lat później, w 1590 r., na okolicznym wzgórzu zbudowano
Fort Świętego Filipa, będący obecnie najlepiej zachowanym zabytkiem Starego Miasta.
Cidade Velha pod koniec XVIII w. przegrało najpierw ekonomiczną, a potem polityczną konkurencję z prężnym sąsiadem Praią, będąca do dziś głównym miastem wysp. Obecnie jest malutką wioską, cieszącą się umiarkowanym zainteresowaniem turystów (z pewnością przysłużył się temu wpis na liste UNESCO, jako do tej pory jedyne miejsce w kraju). Poza fortem można zobaczyć
Kościół Matki Boskiej Różańcowej (Nossa Senhora do Rosario) - najstarszy kościół kolonialny na świecie,
Konwent św. Franciszka czy
miejski pręgierz. A na koniec usiąść i zjeść obiad w jednej z przytulnych knajpek nad samym morzem.
Wypada jeszcze nieco miejsca poświęcić samej stolicy,
Prai. Miasto jest całkiem ładne i dość dobrze zorganizowane, co nie przeszkadza zachowaniu afrykańskiej żywotności i kontrolowanego chaosu. Historyczne centrum jest zlokalizowane na wysoko położonym płaskowyżu (zamiast angielskiego downtown właściwe byłoby nazwanie go uptown) i ma silnie kolonialny wygląd. Jest też zdecydowanie najbardziej kosmopolitycznym miejscem na Wyspach, a ekspatów czy zagranicznych turystów można tu spotkać co krok. Zachował się tradycyjny układ ulic i wiele starych budynków, choć muszę przyznać, że kabowerdyjczycy nie bardzo chyba dbają o integralność zabudowy – nowe budownictwo na terenie historycznego centrum wyraźnie się odróżnia. Nie ma tutaj jednak kolonialnej ostentacji -
Pałac Prezydencki jest ładny, choć niewielki (bez porównania z molochem królującym w stolicy Wyspy Świętego Tomasza), nie ma też spektakularnie wielkich kościołów. Ogólnie mówiąc, Praia jest przyjemnym, choć pozbawionym spektakularnych atrakcji miastem.