Geoblog.pl    stock    Podróże    Rodzinnie na Wyspy Zielonego Przylądka    Z zielonych dolin na księżyc – Sao Filipe i Park Narodowy Fogo
Zwiń mapę
2018
13
mar

Z zielonych dolin na księżyc – Sao Filipe i Park Narodowy Fogo

 
Wyspy Zielonego Przylądka
Wyspy Zielonego Przylądka, Fogo
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 294 km
 
Jedną z najpiękniejszych cech Wysp Zielonego Przylądka jest ich niewiarygodna niemal różnorodność. Na bardzo niewielkiej przestrzeni (kraj ma tylko 4000 kilometrów kwadratowych, tyle co dwa większe polskie powiaty) mamy rozległe piaszczyste plaże i niemal pustynny klimat płaskich wysp Sal i Boa Vista, nagie góry na Sao Vicente, morze zieleni na Santo Antao i żyzne tereny na Santiago. Wisienką na torcie jest zaś wyspa Fogo, będąca naszym celem w kolejnych dniach podróży po Cabo Verde.

Dostać się na Fogo ze stolicy można na dwa sposoby – promem lub samolotem. Prom płynie koło 4-5 godzin (co na zwykle wzburzonym oceanie nie należy do przyjemności) i kosztowo też nie jest szczególnie atrakcyjny. Samolot jest oczywiście droższy, ale leci tylko 30 minut. My wybraliśmy się samolotem, podziwiając po raz kolejny efektywność przewoźnika Binter Cabo Verde. Mimo, że na przesiadkę na stołecznym lotnisku mieliśmy tylko 20 minut, wszystko przebiegło super sprawnie, włącznie z przeładowaniem bagażu rejestrowanego (my takiego nie mieliśmy, między innymi z obawy o opóźnienie podczas przesiadki).

O ile Sao Vicente czy Santo Antao, mimo, że są nieco na uboczu turystycznych szlaków, cieszą się sporą popularnością, na Fogo wybierają się naprawdę nieliczni. Widać to chociażby po bazie turystycznej, znacznie bardziej ubogiej niż na pozostałych wyspach. W porównaniu z Mindelo płaciliśmy tam więcej za znacznie niższą jakość. Fogo nie jest już tak okazałe, jak dwie poprzednio widziane przez nas wyspy, i spacerując po uliczkach jego stolicy, Sao Filipe po raz pierwszy mogliśmy poczuć się bardziej w Afryce. Samo miasteczko jest niewielkie i nieco zaniedbane, co też ma swój urok. Ulice są wyłącznie brukowane (z wózkiem praktycznie nie sposób tam chodzić) i miałem wrażenie, że czas się tu zatrzymał wraz z exodusem Portugalczyków w 1975 r. Miasto jest położone nad samym morzem, ale nie posiada nawet normalnej plaży – brzeg to niegościnny wysoki klif, odgrodzony od miasta barierkami.

Wyspa Fogo, mimo że mała, ma u siebie najwyższy szczyt Wysp Zielonego Przylądka. I to nie byle jaki, bo Pico do Fogo, góra jednym ze zboczy dotykająca poziomu morza, osiąga wysokość 2 829 metrów. Wierzchołki o takiej wybitności powstają na Ziemi tylko w jeden sposób – jako wynik działalności wulkanicznej. Tak jest też i tutaj - Pico do Fogo jest silnie aktywnym wulkanem, na co wskazuje sama jego nazwa (fogo po portugalsku oznacza ogień). Co ciekawe, mimo że tak wysoki, szczyt Fogo w ogóle nie jest widoczny z położonego kilkanaście kilometrów dalej Sao Filipe. Wszystko dlatego, że otacza go stroma i szeroka kaldera (zagłebienie powstałe najczęściej wskutek erupcji stożka wulkanu). Obecny stożek jest więc nowym szczytem uformowanym po zniszczeniu starego, znacznie większego.

Pico do Fogo składa się z wierzchołka głównego oraz małego, właściwie trudno zauważalnego Pico Pequeno, uformowanego podczas erupcji z 1995 r. Mimo, że malutki, Pico Pequeno bardzo niedawno dostarczył mieszkańcom całej masy kłopotów, o czym za chwilę.

Kaldera Fogo jest stroma i trudna do zdobycia, ale jedna z jej ścian mocno się obniża, tworząc dogodną do pokonania przełęcz. Tam właśnie poprowadzono asfaltową drogę, którą bez większych niewygód można się dostać do wnętrza kaldery. Wspaniały wierzchołek Pico do Fogo można zobaczyć dopiero w pobliżu przełęczy. Chwilę później droga jednak się urywa, całkowicie pokryta zastygłą magmą. Magma pojawiła się tam w 2014 r. i była rezultatem silnej erupcji Pico Pequeno. Erupcja ta nie tylko zniszczyła drogę, ale zmusiła do ewakuacji mieszkańców okolicznych wiosek. Bo trzeba Wam wiedzieć, że w kalderze Fogo na stałe mieszkają ludzie. Mieszkańcy są pogodzeni ze swoim losem, a ich postawę życiową można podsumować stwierdzeniem „wulkan daje, wulkan odbiera”. W spokojnych czasach tereny wokół wulkanu są dobrym miejscem do życia – gleba jest na tyle żyzna, że uprawia się tu kawę i winorośl, produkuje wysokiej jakości wino (nawet wymagający Francuzi przyznają, że jest doskonałe), a w dodatku miejsce cieszy się niesłabnącym zainteresowaniem turystów. W czasach erupcji trzeba jednak uciekać.

Erupcja z końca 2014 r. była poważna, ale powolna. Na tyle powolna, że, zgodnie z tym, co usłyszeliśmy, mieszkańcy mieli czas na kontrolowaną ewakuację. „Kontrolowana” oznacza, że przed opuszczeniem domów mieszkańcy wymontowali i wynieśli wszystko, co nadawało się do późniejszego wykorzystania (czytaj: wszystko, co nie było murem, nawet futryny okien i drzwi). Lawa zalała niemal w całości zamieszkaną przez jakieś 1000 osób wioskę Cha das Caldeiras, totalnie niszcząc lokalny kościół, szpitalik i większość domów. Niektóre domy lawa zalała częściowo, przez co na przykład pół pokoju zostało zalane, a drugie pół pozostało nienaruszone.

Erupcja trwała do początku lutego 2015 r. i już miesiąc później ludzie zaczęli wracać. Zrobili drogę objazdową i z zapałem wzięli się do odbudowy wioski, często wręcz budując się na stropach poprzednich domów. Całość wygląda naprawdę niezwykle i nie wiem, czy jest gdzieś na świecie miejsce, w którym można coś podobnego zobaczyć. Jak na świeżą erupcję przystało, okolica przypomina księżycowy krajobraz, a roślinność jest w zasadzie tylko tam, gdzie została posadzona ludzką ręką.

Nie zapomnimy jak, jadąc przez pustkowie lawy, zauważyliśmy mały, okrągły, jednoizbowy domek. Takie domki, zbudowane z materiału wulkanicznego, nazywane są funco i stanowią jeden z symboli Cabo Verde. Na progu tego samotnego funco siedziała biała kobieta z malutkim dzieckiem. Nasz taksówkarz po portugalsku powiedział, że kobieta zna angielski i zachęcił nas do podejścia i nawiązania rozmowy. Okazało się, że pani jest Fracuzką, która parę lat temu wyszła za Kabowerdyjczyka. Mąż obecnie odbudowuje zniszczony przez wulkan dom, co oznacza, że jeszcze przez najbliższe pół roku będą sami siedzieć na totalnym pustkowiu. To się nazywa poświęcenie…
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (24)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (11)
DODAJ KOMENTARZ
zula
zula - 2018-04-15 17:23
Twój opis jest fantastyczny - brawo!
Miejsce wyjątkowe i aż się nie chce wierzyć ,że ludzie nie opuszczają terenu a odbudowują swoje domy. Coś niesamowitego...
Zdjęcia doskonale przedstawiają opisane miejsce a Martynka i Adaś oglądają cuda natury- mają to szczęście !
pozdrawiam :)
 
Pamar
Pamar - 2018-04-16 12:42
Oj tak, bardzo lubię czytać o Waszych rodzinnych wyprawach. Ja byłam w styczniu z bratem i jego rodzinką, w tym rocznym synkiem - też Adasiem - uwaga... w Zakopanem :D Jakie to było przedsięwzięcie. Dzidziuś miał więcej bagażu niż reszta ekipy :) Każdy posiłek czy spacer to przedsięwzięcie logistyczne, uwzględniające posiłki, drzemki i pieluchy.
Dlatego podziwiam Waszą organizację z dwójką maluchów. Teraz pewnie łatwiej bo już troszkę większe, ale wcześniej też nie próżnowaliście :)
 
stock
stock - 2018-04-16 13:24
Zula i Pamar - dzięki za miłe słowa!

Co do tego, czy jest teraz łatwiej, mamy zupełnie odmienne zdanie:) Generalnie im starsze dzieci, tym podróżowanie z nim staje się bardziej wyczerpujące (i to w obu przypadkach). Jak my tęsknimy za czasami, gdy wyjeżdżaliśmy z jednym dzieckiem, w dodatku malutkim... Mamy wrażenie, że z dwójką nie jest dwa razy trudniej, ale jakieś dwa i pół raza trudniej (pozytywnych synergii nie zauważyliśmy, za to jest kilka negatywnych jak jedno chce to, a drugie tamto ;-)).

Ale nie ma co narzekać, w końcu te problemy, o których mówię, są mało istotne. Są przecież tacy, co mają trójkę i więcej dzieci i też podróżują.
 
marianka
marianka - 2018-04-16 17:02
Co za miejsce! Jestem pod dużym wrażeniem wytrwałości mieszkańców. No i ileż bym dała, żeby napić się tamtejszego wina!

Co do zdania, że im dziecko jest starsze, tym trudniej się z nim podróżuje - podpisuję się rękami i nogami! Najłatwiejszą podróżą z Różą, była wypraw do Włoch, gdy maluszek miał 2 miesiące. Nigdy potem tak bardzo na wyjeździe z nią nie wypoczęłam :)
 
mamaMa
mamaMa - 2018-04-16 17:41
Fascynujące! Właśnie Fogo żal mi było najbardziej, marzyłam o napiciu się w takiej scenerii lokalnej kawy...Kaprys w obliczu problemów miejscowych, ale marzyłam...
Mimo wszystko po ostatnim naszym wyjeździe uwielbiam wulkany!
Wracając jednak do pierwszego Twojego wpisu - trochę mi szkoda tych dwóch wysp, które ze względu na lotniczą dostępność zostały okrzyknięte ... turystycznymi. Według mnie np. Sal wcale taką nie jest. Owszem, przy jednej plaży zgromadziły się hotele, ale cała reszta jest dzika i warta zobaczenia. Nie zapomnę saliny i wrażenia fatamorgany, jak i zagubienia wśród zastygłej lawy z rozszalałym oceanem za plecami, a wokół nie było nie tylko żywej duszy, ale też i żadnego śladu ludzkiej bytności.
 
stock
stock - 2018-04-16 19:01
mamaMa,

turystyczny to w przypadku Cabo Verde pojęcie względne, to jest ciągle miejsce niszowe na globalnej mapie turystyki. Cieszę się, że Sal Ci się podobało, ale paradoksalnie to właśnie po lekturze Twoich wpisów zdecydowałem, że tam nie pojedziemy. Naprawdę chciałem zobaczyć saliny, ale przy ograniczonym czasie uznałem, że inne wyspy będą ciekawsze. To być może kwestia Twojej narracji, która, takie miałem wrażenie, w przypadku Cabo Verde była trochę pesymistyczna:)
 
mamaMa
mamaMa - 2018-04-16 19:12
A to ci felek!

Jednak masz rację...nie zachwyciło mnie to, co zobaczyłam...i specjalnie tego we wpisach nie ukrywałam...Teraz, po czasie, wspomnienia się zatarły i wypiękniały;-)

I dobrze, że tak się stało - dzięki Twoim wpisom zobaczę, czego nie zobaczyłam i tak to fajnie się na Geoblogu można uzupełniać:-)

A jaka jest Twoja ocena tego, co zobaczyłeś? Wróciłbyś tam jeszcze raz? Mnie w ogóle nie ciągnie...
 
stock
stock - 2018-04-16 19:34
Pełne podsumowanie już wkrótce, ale mogę zasygnalizować, że kraj bardzo nam się podobał i ma większy potencjał niż wynika to z aktualnego zainteresowania.
 
tealover
tealover - 2018-04-17 08:36
Rzeczywiście widoki niesamowite!! :) Czuję się zachęcona do odwiedzenia tego skrawka świata ^^
 
migot
migot - 2018-04-25 01:18
Ta wioska zalana magmą - niesamowita sprawa! A do wulkanów mam już wybitna słabość, więc miejsce ląduje na liście do odwiedzenia :)
 
BPE
BPE - 2018-05-10 12:00
księżycowo ......
 
 
stock
Wojtek
zwiedził 51% świata (102 państwa)
Zasoby: 637 wpisów637 2670 komentarzy2670 7833 zdjęcia7833 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
01.11.2024 - 11.11.2024
 
 
12.09.2024 - 22.09.2024
 
 
10.03.2014 - 31.08.2024