Z Medanu wróciłem do Kuala Lumpur i ostatni odcinek podróży po Malezji postanowiłem pokonać koleją. Z Kuala Lumpur do Johor Bahru jest tylko 330 kilometrów i samochodem ten dystans można pokonać w trzy i pół godziny. Koleją zajmuje to… 7 godzin, wliczając półgodzinną przesiadkę w Gemas. Wybór kolei zakrawał na lekki masochizm, ale liczyłem, że w nocy będę mógł się w miarę komfortowo przespać. Nic bardziej błędnego – o ile pierwszy odcinek podróży z Kuala Lumpur do Gemas wypadł nie najgorzej, to pociąg Gemas – Johor Bahru przypominał nasze pociągi podmiejskie w standardzie sprzed wejścia do Unii Europejskiej. Z jednym wyjątkiem – w polskich pociągach można było dość swobodnie rozprostować nogi, co w malezyjskim nie było możliwe. Pod każdym siedzeniem umieszczono klimatyzator, przez co jedyny raz podczas tej podróży musiałem włożyć sweter i kurtkę, a mimo tego i tak było mi zimno.
W
Johor Bahru miałem trzy godziny, które wykorzystałem na spacer po mieście i zwiedzanie (z zewnątrz) pałacu sułtana Johoru –
Istana Besar. Szkoda, że wszystkie te piękne sułtańskie pałace są zamknięte dla turystów. Poza tym Johor Bahru niczym specjalnym się nie wyróżnia, i choć jest miastem nowoczesnym, ciągle daleko mu do leżącego po drugiej stronie cieśniny Singapuru.
Malezję też opuszczałem pociągiem – trasa z Johor Bahru do Singapuru zajmuje okrągłe… 5 minut. Ale to już historia na następny wpis.
........
Jako, że to ostatnia notka z Malezji, czas na jej małe podsumowanie. O Malezji słyszałem wcześniej sprzeczne opinie - najpopularniejsza to taka, że to kraj trochę nijaki, ni to egzotyczny na modłę tajlandzką, ni to nowoczesny jak Singapur. Jest w tym może trochę prawdy, ja jednak widzę tu nie nijakość, ale interesujący miks.
Dla mnie Malezja jest idealnym krajem na pierwszą podróż poza Europę. Oto dlaczego:
1. Kraj jest wprawdzie droższy niż inne w regionie (poza Singapurem i Brunei rzecz jasna), ale ciągle, jak na polskie warunki, bardzo tani.
2. Praktycznie wszyscy mówią po angielsku i nie ma trudności w porozumiewaniu się.
3. Infrastruktura transportowa jest bardzo dobrze rozwinięta, a baza turystyczna na ogół wystarczająca.
4. Kraj jest ciągle bardzo egzotyczny w rozumieniu polskim.
Powyższe cztery punkty spełnia co najmniej kilka innych krajów, ale tamte nie mają najistotniejszej cechy, czyniącej z Malezji numer jeden:
5. Nikt tu nie próbuje naciągać turystów (przynajmniej ja nie doświadczyłem takiej próby). Dla mnie to niezmiernie istotne – naciąganie, nawet nieudolne i nieudane, mocno męczy psychicznie. Naciąganie udane męczy psychicznie jeszcze bardziej. W Malezji można się pod tym kątem zupełnie wyluzować.
Malezja ma oczywiście swoje minusy. Poza nieszczęsną koleją trudno tu z alkoholem –jest wprawdzie dostępny, ale (porównując do innych cen) dość drogi. Nie ma tu też wyróżniających się na skalę światową atrakcji turystycznych – może poza Gunung Mulu, który jest jednak mocno na uboczu kraju. Największą wadą dla polskiego turysty będzie pewnie jednak cena biletu lotniczego, który z Warszawy do Kuala Lumpur bardzo rzadko da się kupić taniej niż 2000 zł. Mimo wszystko warto, szczególnie jeśli ktoś planuje dłuższą wycieczkę po Azji Południowo-Wschodniej.