Stolica niekoniecznie odzwierciedla dobrze cały kraj i w przypadku Wyspy Świętego Tomasza ta zasada się sprawdziła po raz kolejny. Choć można było ponarzekać na zaniedbane budynki, ogólnie jednak prezentuje się całkiem nieźle, szczególnie w centrum. Można niemal zapomnieć, że jesteśmy w końcu w jednym z najbiedniejszych krajów świata (mniej więcej 150. miejsce na 193 kraje i prawie dokładnie w połowie stawki krajów afrykańskich). Wystarczy jednak zapuścić się na tzw. przedmieścia, a jeszcze lepiej zupełnie opuścić stolicę, żeby tę biedę zobaczyć na własne oczy.
Choć nie znalazłem możliwości wypożyczenia samochodu na São Tomé przez agregatory typu Rentalcars, na miejscu nie było z tym problemu. Z tego, co widziałem, jedyną opcją jest auto z napędem na cztery koła, co oczywiście podraża wynajem, ale pozwala przemieszczać się zdecydowanie bezpieczniej i bardziej komfortowo. Ceny zaczynają się od 40 euro za dobę, samochód z kierowcą kosztuje dodatkowe 40 euro i, jak zauważyliśmy, tę opcję wybiera większość turystów. Wypożyczałem już samochód na czterech kontynentach i obowiązkowo chciałem to zrobić na piątym, więc opcja z kierowcą nie wchodziła w grę, tym bardziej, że dobre mapy offline Wysp Świętego Tomasza i Książęcej są do pobrania w aplikacji Here WeGo.
Po wyjeździe ze stolicy szybko przekonaliśmy się, że samochód 4x4 jest dobrym pomysłem – na północy stan dróg jest w większości fatalny. Od razu zobaczyliśmy też biedę, choć trzeba uczciwie przyznać, że raczej nie widać biedy ekstremalnej – na przykład wszystkie mijane wioski miały elektryczność. Mimo tego – być może z powodu wysokich cen sprzętu AGD – pranie odbywa się w sposób tradycyjny, nad lokalnym strumieniem lub przy publicznym kranie. Wygląda to czasem bardzo malowniczo, kiedy to ubrania czy pościel – zwykle bardzo kolorowe – są porozkładane na dużych powierzchniach na brzegu strumienia. Ogólnie życie wiosek odbywa się na ulicach i jadąc samochodem trzeba naprawdę uważać, szczególnie na tłumy dzieci. Miejscowi używają zwykle motorów, na których potrafią przewozić całkiem spore i nietypowe ładunki (patrz zdjęcie numer jeden).
Północ wyspy jest słynna z powodu pięknych plaż, ale wcale nie trzeba jechać na te najsłynniejsze (jak playa Tamarinda), żeby cieszyć się pięknymi widokami – na zachodnim wybrzeżu zachwycać się można co chwilę. Przyroda jest tu niezwykle bujna – jednym z pierwszych naszych zachwytów było drzewo o niewyobrażalnym obwodzie u nasady. Robiliśmy przy nim zdjęcie Adasiowi, który wzbudził ostrożną ciekawość lokalnych dzieci – stąd kolejne zdjęcie zrobili sobie wspólnie.
Jednym z najbardziej sugestywnych miejsc na całej wyspie i poniekąd symbolem jej najnowszej historii jest
Roça Agostinho Neto, największa z plantacji kawowych na São Tomé, powstała w 1865 r. (oczywiście pod inną nazwą, obecna została nadana po uzyskaniu niepodległości na cześć pierwszego prezydenta Angoli). W czasach swojej świetności posiadała kilkadziesiąt kilometrów linii kolejowej, zatrudniała 2500 pracowników i była mini miasteczkiem z własną szkołą, szpitalem czy kościołem. Po 1975 r. została znacjonalizowana i dziś nic nie produkuje, a wspaniałe budynki właścicieli plantacji tylko fasadą przypominają o starych dobrych czasach. W środku nie ma nawet podłóg, a jedynym przyzwoitym budynkiem jest miejscowy kościół.
Nie chciałbym za pomocą tego przykładu rozstrzygać, czy kolonializm był dobry czy zły. Na pewno pokazuje on, że w przypadku Wysp Świętego Tomasza i Książęcej wraz z uzyskaniem niepodległości nie było jeszcze kadr zdolnych pokierować dużym w końcu przedsiębiorstwem. Paradoksalnie pozytywnym efektem tego upadku było uniezależnienie się São Tomé od monokultury kawowej, które już niejeden kraj naraziło na powracające kryzysy, ale marne to pocieszenie. Obecnie kawy tu się praktycznie nie uprawia, a najważniejszym produktem eksportowym kraju jest kakao i ziarna kakaowca.