Gdyby ktoś zadał mi pytanie o najciekawsze typy atrakcji na Malcie, odpowiedziałbym: wybrzeże, stare miasta otoczone cytadelami i kościoły. Ostatniego dnia obejrzeliśmy chyba najlepsze przykłady z każdej z tych kategorii.
Jeśli chodzi o stare miasta, nie ma chyba sobie równych starówka w
Mdinie, która kiedyś była zresztą stolicą Malty. Zamknięta za murami cytadeli z kilkoma tylko niezbyt szerokimi wjazdami pozostała niemal nienaruszona od wieków. Budowało się tu głównie z kamienia, więc ryzyko pożarów i innych katastrof (poza trzęsieniami ziemi) było mniejsze. Mdina ma w sobie tego nieuchwytnego ducha Malty – stare miasto swoim stylem przypomina wprawdzie starówki europejski, ale czasami można mieć wrażenie, że jesteśmy w mieście arabskim. W poniedziałkowy poranek mieliśmy Mdinę prawie na wyłączność – turystów było jak na lekarstwo, a lokalni mieszkańcy pewnie byli już w pracy.
W Mdinie znajduje się też jeden z najładniejszych maltańskich kościołów –
Katedra św. Pawła ze wspaniałą, jak na Maltę przystało, kopułą. Tak jak w konkatedrze w Valletcie, urzekły mnie tu piękne posadzkowe płyty nagrobne, szczególnie te z motywami
dance macabre.
Skoro już o św. Pawle mowa, to w pobliskim
Rabacie znajdują się poświęcone mu katakumby. W jednej z ich grot rzeczywiście mieszkał św. Paweł podczas swojego przypadkowego (bo z powodu rozbitego statku), ale całkiem długiego pobytu. Działał tak skutecznie, że nawrócił tamtejszego namiestnika Publiusza, który stał się pierwszym biskupem Malty. Mimo, że turystom udostępniono tylko część katakumb, są one całkiem rozległe i można tu spędzić sporo czasu.
Wymieniając najciekawsze maltańskie kościoły nie sposób nie wspomnieć o monumentalnej
Rotundzie w Moście, którą wieńczy jedna z największych na świecie kopuł. Choć kopuła nie jest, jak wiele mniejszych na Malcie, pokryta malowidłami, przez swoją wielkość (37 metrów średnicy!) olśniewa chyba każdego. Smaczku dodaje historia o bombie zrzuconej przez Niemców, która wprawdzie kopułę przebiła, ale nie wyrządziła nikomu z modlących się żadnej szkody. Fragment bomby jest do obejrzenia w zakrystii kościoła.
Czas przejść do atrakcji naturalnych, których tu nie brakuje – wybrzeża morskiego jest pod dostatkiem, a na Malcie uformowało się szczególnie ciekawie, z rozlicznymi klifami, naturalnymi plażami, podwodnymi jaskiniami i dziwnymi formami skalnymi, takimi jak nieodżałowane Błękitne Okno.
Zaczęliśmy dzień od zwiedzenia wybrzeża morskiego na północnym zachodzie wyspy, w miejscowości
Ir-Ramla, z ciekawymi klifami. Kończyliśmy go podziwiając najładniejszą w moim przekonaniu atrakcję Malty – klify na południu, ciągnące się wzdłuż malowniczej drogi
Triq Panoramika. Wisienką na torcie była wizyta w Błękitnej Jaskini (Blue Cave). Aby się tam dostać, trzeba piętnaście minut płynąć małą motorówką, a morze podczas naszego pobytu było lekko wzburzone. Martynka na początku była przerażona (a przez to my trochę też), ale na szczęście szybko się opanowała. Adaś był za to wniebowzięty i ta krótka wycieczka była jego największą atrakcją naszego krótkiego pobytu.
Malta jest małym, ale niezmiernie interesującym krajem, który polecam każdemu. Gdyby nie ten nieszczęsny problem z ruchem samochodowym byłaby idealnym miejscem na krótką wycieczkę dla miłośników przyrody i historii. Kończąc krótką i, przyznaję, trochę wymęczoną relację zapowiadam, że jeśli dobrze pójdzie, trzy kolejne będą dotyczyły miejsc absolutnie wyjątkowych i nigdy jeszcze na Geoblogu nieopisywanych. Pierwsza podróż już na przełomie kwietnia i maja i, jeśli uda się otrzymać odpowiednie zezwolenia, Wy, drodzy czytelnicy, otrzymacie raport z podróży z jednego z najbardziej niezwykłych i najtrudniej dostępnych miejsc w Europie. Wiem, że informacji niewiele (choć w Europie niewiele jest miejsc wymagających zezwolenia), ale może ktoś się pokusi o odgadnięcie?