Po opuszczeniu Jordanii wróciłem do Izraela, żeby wraz z grupą najbardziej zakręconych podróżników na tej planecie mimo wcześniejszych zapewnień nie wjechać do Strefy Gazy. Mimo sporego rozczarowania plusem dla mnie była możliwość poznania tych ludzi. Wśród nich, oprócz mojego przyjaciela
Harry'ego Mitsidisa, założyciela portalu
Thebesttravelled.com, należałoby wymienić znanego web designera, znanego niemal wszystkim za naszą wschodnią granicą
Artemiego Lebiediewa. Był z nami jeszcze ktoś, kto kiedyś zostanie numerem jeden (jeśli taki tytuł ma w ogóle sens) wśród wszystkich podróżników świata.
Nie, nie o mnie mowa :-)
William Baekeland, miliarder i potomek Leo Hendrika Baekelanda (wynalazcy bakelitu) gdyby chciał, spokojnie pobiłby rekord Guinessa jako najmłodszy podróżnik, który odwiedził wszystkie kraje świata. Teraz, w wieku 23 lat, ma ich na koncie ponad 160, ale wcale się nie stara, aby rekord pobić. Jest za to chyba jedynym podróżnikiem, który turystycznie dwukrotnie wybrał się do największej dziury na tej planecie, czyli Sudanu Południowego. Zamiast „zaliczać” kraje (brakuje mu m.in. kilku łatwiutkich w Europie), wynajmuje łodzie żeby dostać się na najbardziej zapomniane wyspy świata (jak Kaffeklubben na Grenlandii, amerykańskie atole Baker i Howland, francuskie Wyspy Rozproszone itp.). Jednym z jego szalonych pomysłów jest zwiedzenie wszystkich baz naukowych na Antarktydzie – byłby z pewnością pierwszym człowiekiem, który tego dokonał. A że (póki co) nie ogranicza go wiek, zdrowie, rodzina ani pieniądze, może zrealizować wiele tego typu wariackich idei.
W takim oto towarzystwie znalazł się podróżniczy leszcz w mojej skromnej osobie. Po zawodzie z Gazą nasz „załatwiacz” targany chyba wyrzutami sumienia dał nam do dyspozycji taksówkę na dwa pełne dni. Jednego zwiedzaliśmy niezbyt ciekawe miasta Ber Szewę, Aszkelon i Aszdod, ale drugiego wybraliśmy się do zawsze interesującej Palestyny.
Rozpoczęliśmy od
Nablusu, całkiem interesującego miasta na północy Palestyny. Poza sukiem i starówką Nablus znany jest ze swoich związków z niezwykłym ludem
Samarytanów. Na świętej dla Samarytan górze Gerizim znajduje się skromne muzeum ludu, którego do dziś pozostało tylko kilkuset przedstawicieli. Samarytanie mają własny alfabet i własną religię, choć opartą na Torze. Ta odrębność była przyczyną piętnowania Samarytan przez Żydów, czego sporo przykładów znajdziemy w Biblii (paradoksem losu jest, że teraz kojarzymy ich niemal wyłącznie z przypowieści o miłosiernym Samarytaninie, ale Jezus właśnie dla podkreślenia morału wybrał przedstawiciela tego pogardzanego ludu jako najbardziej miłosiernego).
Z Nablusu przemieściliśmy się do stolicy Palestyny
Ramallah, w której największą chyba atrakcją jest
Muzeum Jasera Arafata, postawione w miejscu, w którym podczas Drugiej Intifady Jaser Arafat z podziemia sterował powstaniem przez wiele miesięcy bez wychodzenia na zewnątrz. Tam też znajduje się jego grób, strzeżony całodobowo przez wartę honorową.
Najciekawszym punktem wycieczki była za to bez wątpienia wizyta w
Hebronie. Miasto ma niezwykle ciekawą starówkę, której sercem jest grób ojca wszystkich religii regionu, czczonego równie mocno w islamie i judaizmie
Abrahama. Grób jest dostępny dla obu tych wyznań – z jednej strony widać go z przepięknego meczetu (tam też znajdują się groby żony Abrahama Sary i innych członków jego rodziny), z drugiej, znacznie uboższej, swoje modły odprawia strona żydowska. W żadnym wypadku muzułmanie nie mogą wejść na stronę żydowską, a żydzi na islamską – to smutne pokłosie wydarzeń z 1994 r., kiedy to izraelski osadnik zabił w meczecie Ibrahimi 29 osób. My, jako niezwiązani z żadną z tych religii, mogliśmy wejść do obu stron.
Choć Hebron to największe miasto Palestyny (nie licząc Strefy Gazy), w jego ścisłym centrum znajduje się zamknięte osiedle żydowskie administrowane w całości przez Izrael. Mieszkańcy osiedla ponoć co roku pod nosem Palestyńczyków świętują rocznicę masakry w meczecie Ibrahimi – i jak tu zaprowadzić pokój w tej dziwnej podzielonej krainie?
To już ostatni wpis z tej podróży. Tradycyjnie dziękuję wszystkim czytającym i komentującym. Następne podróże już wkrótce!