Ostatniego dnia wyjazdu zwiedziliśmy krótko Tel Awiw, a konkretnie jego Białe Miasto, zamykając tym samym wszystkie miejsca z listy UNESCO w Izraelu i Palestynie. Zawsze fascynowały mnie miasta wybudowane od podstaw według ustalonego planu, a taka właśnie była historia współczesnego centrum Tel Awiwu. W latach 30-tych XX w. zajęła się tym grupa architektów tworzących w stylu Bauhaus (w tych czasach nie trzeba ich było specjalnie zachęcać do opuszczenia Niemiec). Choć nie jestem znawcą architektury, styl Bauhaus zawsze mi się podobał, a trzeba przyznać, że w Tel Awiwie znajdują się jego bardzo udane twory. Tworząc wpis na listę UNESCO Izrael bardzo się postarał, przy każdym wpisanym budynku (a jest ich bardzo wiele) znajduje się tabliczka i krótki opis - chodząc po uliczkach można urządzić sobie polowanie na budynki z listy. Zapamiętam Tel Awiw również z innego powodu – tutaj zapłaciłem najwięcej w życiu za parking – ok. 30 zł za godzinę! Z Tel Awiwu do Eilatu przejechaliśmy drogą po stronie zachodniej, którą szczerze polecam – jest znacznie ciekawsza krajobrazowo od tej przy granicy z Jordanią.
________
Podsumowując wyjazd muszę przyznać, że krążące stereotypy o Izraelu i Palestynie kompletnie się w naszym przypadku nie sprawdziły. Poza lotniskiem nikt nigdzie nas nie kontrolował, a i sama odprawa lotniskowa przeszła gładko (tu na pewno pomogła dwójka małych dzieci, niektórzy spędzili na odpytce dużo czasu). Przez cały wyjazd czuliśmy się bardzo bezpiecznie, wliczając w to krótki pobyt w Palestynie. Izrael jest dla posiadaczy samochodu bardzo łatwym krajem do zwiedzania – drogi są bardzo dobre i bezpłatne (poza jednym wyjątkiem), należy tylko pamiętać, że okolice dużych miast mogą się w godzinach szczytu strasznie zakorkować (tyczy się to nie tylko dużych miast, rekordowo staliśmy ze trzy godziny w korku na jednej z głównych dróg w słabo zaludnionej części Izraela). Niestety paliwo jest chyba najdroższe na świecie (w czasach rekordowo taniej ropy kosztowało powyżej 5 zł), bardzo drogie są też codzienne zakupy – nawet najpodlejszej jakości parówki kosztują koło 100 zł za kilo. Stosunkowo tanie, zwłaszcza w pakietach, są za to bilety wstępu do atrakcji turystycznych. Gdybym miał wybrać pierwszą trójkę miejsc do zwiedzenia, wybrałbym Jerozolimę, Masadę i zamek Nimrod, zaraz za nimi byłyby jaskinie Bet Guvrin.
Podróż z dwójką dzieci jest, co oczywiste, bardziej skomplikowana logistycznie niż z jednym, ale – szczególnie z pomocą babci – nie odczuliśmy wielkiej zmiany. Martyna znosiła trudy podróży bardzo dzielnie, choć w samolocie trochę marudziła. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, przed skończeniem pierwszego roku życia czekają ją jeszcze co najmniej trzy zagraniczne podróże, z których ostatnia, do bardzo egzotycznego kraju, zapowiada się naprawdę wyczerpująco. Nie ujawnię na razie szczegółów, mogę tylko obiecać, że jeśli dojdzie do skutku, będzie na Geoblogu relacjonowana. A wszystkim czytelnikom, zwłaszcza komentującym, bardzo dziękuję za uwagę.