Niewiele oryginalnego jestem w stanie powiedzieć o Mumbaju, są o tym mieście setki relacji, również na Geoblogu. Miasto jest przeogromne i takie miało być już w czasach kolonialnych. Wystarczy spojrzeć na wiktoriańskie budynki, z których każdy imponuje rozmachem. Budynek poczty wygląda tam jak pałac, a słynny
Dworzec Wiktorii (przyjeżdżają tam pociągi z Goa) to chyba najwspanialszy kolonialny budynek na Ziemi. Jest tak imponujący, że trudno od niego oderwać wzrok, potęga murów i bogactwo ornamentów aż przytłacza. W środku jest niewiele gorszy, wspaniałe metalowe konstrukcje przypominają oglądającym o finezji budowniczych wieku stali. Obecnie dworzec nosi imię słynnego maharadży Ćhatrapati Śivadźi (tego samego, który dał imię mumbajskiemu lotnisku) i tutaj akurat mam pewne zastrzeżenia do zasadności zmiany tej nazwy. Dworzec był wybudowany ku czci królowej Wiktorii, jest chyba najwspanialszym indyjskim pomnikiem dla niej i trochę mnie razi, że nie nosi już tego imienia.
Mumbaj w wymiarze turystycznym to oczywiście głównie słynna
Kolaba, wraz z
Bramą Indii oraz znanym hotelem
Tadź Mahal. Mumbajskie centrum jest generalnie bardzo czyste, choć mnie zadziwiło, że i tam między dostojnymi budynkami chodzą sobie krowy.
Turyści nie mogą ominąć wpisanej na listę UNESCO
Elefanty ze słynnymi posągami Śiwy. Mnie Elefanta trochę rozczarowała, głównie z powodu nachalności tamtejszych „przewodników”, ale niewątpliwie przejażdżka tam nie była czasem straconym.
Z Mumbaju zapamiętam niesamowity, nieporównywalny z niczym ścisk w pociągach podmiejskich. Jadąc na lotnisko musiałem przejechać kilka stacji i gdyby nie pomoc nowopoznanego kolegi, wątpię, czy udałoby mi się wsiąść. Stałem przy samych drzwiach (oczywiście otwartych, w których trzymając się jedną ręką poręczy i stojąc jedną nogą w wagonie stały ze trzy osoby), a mimo to ciężko było złapać oddech. Mumbajskie pociągi w godzinach szczytu to z pewnością jedno z bardziej ekstremalnych doświadczeń, jakie można przeżyć w Indiach.
Ostatniego dnia wybrałem się też do
Damanu, byłej kolonii portugalskiej, który na własny użytek nazywam „małym Goa”. Daman jest znacznie bliżej niż Goa (3h drogi pociągiem do Wapi, dalej 30 minut autobusem lub rikszą) i oferuje równie ładne plaże i śmiesznie tani alkohol. Jeśli ktoś szuka tego typu rozrywek i ma mało czasu, Daman będzie lepszym wyborem niż Goa.
To ostatnia część relacji z Indii, choć na deser w finalnym wpisie pozwolę sobie jeszcze subiektywnie podsumować plusy i minusy tego kraju.