Po kilkunastu dniach żeglugi znaleźliśmy się w Archangielsku, naszym porcie docelowym. Archangielsk nie leży bezpośrednio nad morzem, ale nad rzeką - Dwiną Północną, 30 mil morskich od jej ujścia. Oznaczało to, że samo nasze podejście do portu trwało dobrych 6 godzin po dość wąskim torze wodnym, na którym musieliśmy kilka razy mijać duże oceaniczne statki. Przez dwie godziny podejścia sam sterowałem i przekonałem się, że w takich warunkach wcale nie jest to taka prosta sprawa – kilkanaście sekund nieuwagi i można znaleźć się poza drogą wodną.
Najlepsze czekało nas jednak na „przystani”. Infrastruktura dla większych jachtów w północnej Rosji praktycznie nie istnieje, stąd też cumowaliśmy do... nadbrzeżnego pontonowego baru. Problem w tym, że między jego ścianą a morzem było jakieś trzydzieści parę centymetrów, akurat tyle, żeby postawić tam obutą stopę, ale trochę mało, żeby po tym „nabrzeżu” chodzić. Traf (czytaj: kapitan) chciał, że to ja zostałem wysłany na desant z cumą. Wystarczyło niewielkie szarpnięcie cumy, żebym wpadł do wody. Na szczęście udało się tego uniknąć, ale jak już bezpiecznie zszedłem na pokład, usłyszałem od moich kochanych współzałogantów, że tylko czekali na plusk :-)
Sam Archangielsk zrobił na mnie dużo lepsze wrażenie niż Murmańsk. Miasto może pochwalić się zdecydowanie dłuższą historią (oficjalna data założenia to 1584 r.) i tę historię w Archangielsku widać. W ścisłym centrum zostało wiele drewnianych budynków (z XIX w. lub starszych), tworzących czasami nawet całe ulice. Oczywiście, jak to najczęściej w Rosji bywa, nie ma co liczyć na spektakularne widoki i wierne renowacje, ale swój urok to miasto niewątpliwie ma. Ze wszystkich rosyjskich miast (a widziałem ich już trochę), poza Moskwą Archangielsk podobał mi się najbardziej. Z drugiej strony, od członka nowej załogi, który pierwszy raz był w Rosji, usłyszałem, jaki to strasznie brzydki jest ten Archangielsk. To pokazuje dystans nawet ładnych rosyjskich miast do tych z Europy Centralnej i Zachodniej.
W samym centrum, nieopodal pomnika Lenina, napotkałem też polski akcent – sklep Reserved. Widać, że ekspansja LPP w Rosji postępuje, skoro otwierają sklepy w bardziej peryferyjnych miastach.