Trudno o miejsce z tak pokręconą historią jak Wyspy Sołowieckie. Już w XIV w. prawosławni mnisi założyli tam klasztor, który stał się jednym z najważniejszych, jeśli nie najważniejszym, ośrodkiem prawosławia w całej Rosji. Klasztor przez kilka wieków odgrywał ogromną rolę w kształtowaniu rosyjskiego prawosławia, a w XVII w. stanowił jeden z głównych środków oporu wobec reformy liturgicznej patriarchy Nikona. Mnisi sołowieccy zaliczali się więc w tym czasie do znanych do tej pory w Polsce tzw. staroobrzędowców. Po 8-letnim (!) oblężeniu zakonu prawie wszyscy nieprawomyślni mnisi zostali zabici.
Położenie Monastyru Sołowieckiego sprzyjało ascezie i budowało aurę jego niedostępności. Bo i dziś Sołowki leżą poza utartym turystycznym szlakiem, dostać się tam nie jest tak prosto (dla zainteresowanych – opisuję to w drugiej części wpisu), turystów niewielu, sezon krótki, a ceny wycieczek zorganizowanych biorą się z kosmosu. Można sobie wyobrazić, jak ciężko się żyło mnichom podczas mroźnej karelskiej zimy tuż pod kołem podbiegunowym, z dala od jakichkolwiek większych ośrodków miejskich. Z drugiej strony, nikt przecież nie powiedział, że życie mnicha ma być lekkie.
Jednak na początku XX w. niedostępność i izolacja klasztoru stała się dla niego przekleństwem. Wykorzystali ją bowiem bolszewicy, którzy już w 1923 r. (jeszcze za życia Lenina) wysiedlili mnichów i założyli na wyspach pierwszy wzorcowy łagier dla więźniów politycznych – Sołowiecki Łagier Specjalnego Przeznaczenia, wg. rosyjskiego akronimu SŁON. Obóz był wzorem dla innych kierowanych przez OGPU/NKWD i był uznawany za jeden z najcięższych w ZSRR (o bestialstwie tam panującym szeroko rozpisywał się m.in. Sołżenicyn w „Archipelagu Gułag”) i stał się jednym z symboli komunistycznego terroru.
Obóz zamknięto w 1939 r., ale już od 1934 r. praktycznie nie było tam więźniów. Powód był prosty – na wyspach, oprócz wydobywania torfu i wypalania cegieł, trudno było zorganizować pracę dla osadzonych. A rosyjskie łagry, w odróżnieniu od niemieckich, przynajmniej w założeniu nie były obozami śmierci, ale miały przynosić dochód Krajowi Rad poprzez ekonomicznie opłacalną (z całą ironią tego stwierdzenia) pracę więźniów. Potem, aż do 1992 r. stacjonowali tam wojskowi (poznałem jednego z nich, który powrócił na Sołowki po 50 latach od służby), a po tej dacie powrócili mnisi i zaczął się mozolny proces odbudowy i renowacji Sołowek.
Będąc tak blisko, nie mogłem przepuścić okazji na odwiedzenie Sołowek i specjalnie po to wyjechałem do Rosji na kilka dni przed rejsem. Sam monastyr wygląda naprawdę monumentalnie, a jego mury obronne z ogromnych głazów pozostały w praktycznie nienaruszonym stanie do dziś. Szczególnie spektakularnie prezentuje się z morza, gdy przy dobrej pogodzie białe ściany i kopuły świecą, że aż oczy bolą.
W środku jest już jednak znacznie mniej okazale. Klasztor od kilku lat podlega intensywnej renowacji, ale, sądząc po postępie prac, konserwatorzy nie są nawet w połowie drogi. Cerkwie na Sołowkach w żaden sposób nie przypominają przebogatych moskiewskich czy petersburskich chramów, cieknących od złota i pięknie pomalowanych od podłogi po sklepienie. Tutaj oprócz ikonostasu zobaczymy jedynie białe ściany. Na zewnątrz jest jeszcze gorzej – poza uprzątniętymi miejscami w monastyrze ciągle króluje gruz i pokrzywy…
Tuż za murami monastyru znajduje się mała osada, powstała z opuszczonych budynków łagrowych, zachowanych w niemal niezmienionym stanie do dziś. W osadzie jest sklep, restauracja, szkoła, a nawet szpital i hotel. W jednym z budynków znajduje się muzeum łagrowe, gdzie bez koloryzowania przedstawiona jest historia sołowieckiego gułagu. Wzruszającym polskim akcentem jest tablica w skromnej alei pamięci, poświęcona pamięci uwięzionych na Sołowkach Polaków. Miałem to szczęście, że dołączyłem do wycieczki z rosyjskojęzycznym przewodnikiem, który ciekawie opowiadał o łagrowej historii wysp.
______________________________________
Jak się dostać na Wyspy SołowieckieSposoby są dwa – prostszy i droższy i tańszy, lecz bardziej skomplikowany. Z Polski najprościej dostać się przez Sankt Petersburg samolotem do Archangielska i dalej (tylko w sezonie letnim) kolejnym samolotem na Sołowki. Cena za lot z Archangielska w dwie strony to ok. 900 zł. Do Archangielska można się dostać z Polski już za ok. 1600 zł. Uwaga – lotu na Sołowki nie można zarezerwować u większości znanych mi internetowych pośredników, być może da się to zrobić na stronach pośredników rosyjskich lub, co bardziej prawdopodobne, rosyjskich agencji turystycznych.
Drugi sposób opiera się o bardzo popularny w Rosji transport kolejowy. Z Murmańska lub Sankt Petersburga (dla większości turystów punktem początkowym będzie na pewno to drugie miasto) należy wsiąść w odpowiedni pociąg do miejscowości Kiem w Karelii. Czas podróży to ok. 11h z Murmańska i 20h z Sankt Petersburga. Bilet z Murmańska kosztował 1350 rubli (ok. 130 zł) w płackarcie (wagonie bezprzedziałowym) w jedną stronę. Bilet na wagon przedziałowy (kupe) był mniej więcej 2 razy droższy.
Z Kiemu należy złapać busa (ok. 10 zł) lub taksówkę (w nocy zapłaciłem 30 zł) do miejscowości Raboczieostrowsk (15 min jazdy), skąd pływają promy na Sołowki. Łódki komercyjne biorą za przepłynięcie 80 zł w jedną stronę i pływają o godzinie 8 i 10 na Sołowki, a o 16 i 18 z powrotem do Kiemu. Bilety lepiej rezerwować wcześniej, choć nawet bez nich sprawę można załatwić „po rosyjsku” wręczając obsłudze odpowiednią kwotę. Oprócz łódek komercyjnych pływają też promy należące do klasztoru – poznać je można po ikonach na nadbudówce. Promy klasztorne służą teoretycznie tylko zorganizowanym grupom pielgrzymów, ale i pozostali turyści mogą liczyć na wzięcie na doczepkę. Koszt – ok. 75 zł w jedną stronę. Czas płynięcia to, w zależności od jednostki, od 2 do 3 godzin. Uwaga – przy złej pogodzie może nieźle bujać!