Na pierwszy dzień zwiedzania trochę na chybił-trafił wybraliśmy wycieczkę w góry Troodos i zwiedzenie przynajmniej kilku z wpisanych na listę UNESCO malowanych kościołów (a raczej cerkwi, mówimy tu wszak o obrządku bizantyjskim). Kościoły znajdują się zwykle w małych miejscowościach i czasami nie jest prosto do nich trafić nawet z nawigacją. W dodatku można przejechać obok nich bez zauważenia, bo z zewnątrz prezentują się bardzo niepozornie – ot, zwykłe kamienne niskie budowle, czasem nawet nieprzypominające świątyń. Prawdziwe bogactwo i powód wpisu na listę kryje się w ich środku – to przepiękne kolorowe malowidła z wizerunkami świętych i scenami biblijnymi. Polska Wikipedia nazywa je freskami, ale jej angielska wersja i mój przewodnik Pascala twierdzą inaczej. Pomimo, że większość kościołów jest w gruntownej renowacji, malowidła robią naprawdę duże wrażenie. Zwiedziliśmy trzy kościoły z dziesięciu wpisanych na listę: XVI-wieczny Panagia Podithou w Galacie, XI-wieczny Agios Nikolaos tis Stegis w Kakopetrii i XV-wieczny Archangelos Michael w Pedoulas. Polecam zwłaszcza ten ostatni, najlepiej zachowany, z pięknymi malowidłami m.in. patrona Archanioła Michała (na zdjęciu), ale ostrzegam, że dojazd do Pedoulas jest najbardziej kłopotliwy z tych trzech (choć jak wyczytałem na geoblogu Genka, dociera tam bezpośredni autobus z Nikozji).
Drogi górskie to nie jest najlepsze miejsce dla auta pokroju Chevrolet Matiz :-). Tym bardziej, że chcąc się dostać w wysokie partie Troodos (a to niemałe góry, najwyższy szczyt Olimp ma wysokość 1951 m n.p.m.) trzeba było przebijać się na letnich oponach przez spore śnieżyce. Możecie nie wierzyć, ale te śniegowe zdjęcia były wykonane na Cyprze, nie w Polsce. Kierowcy cypryjscy chyba nie są przystosowani do takich warunków, często autem 4x4 jechali poniżej 20km/h, co nawet mnie w małym samochodziku wydało się lekką przesadą, bo drogi były prawie zawsze odśnieżone. Ale ogólnie kierowcy cypryjscy mistrzami kierownicy raczej nie są. Z jednej strony jeżdżą spokojnie, z drugiej brakuje niektórym wyobraźni, żeby w śnieżycę na górskich serpentynach włączyć światła (normalnie nie ma obowiązku jazdy ze światłami). W każdym razie wróciliśmy cało i zdrowo, a jazda w kolejne dni była już zdecydowanie spokojniejsza. Adaś większość czasu grzecznie sobie spał, dopiero później dłuższa jazda samochodem zaczęła mu trochę przeszkadzać.