Rano bezpłatny autobus odebrał nas z hotelu do Port Denarau, z którego wypływają promy do pomniejszych wysepek z archipelagu Yasawa. Taki prom to jedyny kontakt tych wysepek ze światem, ale trasę obsługuje monopolista z Australii. Odbija się to na cenach biletów - za całą trasę za dwie osoby musieliśmy zapłacić w sumie około 750F$ (1450 zł) - zdzierstwo! Podobno przewoźnik ściąga 70% haracz z właścicieli hoteli za każdy nocleg - trochę ciężko uwierzyć w taką proporcję, ale na pewno zarabiają dużo.
Sam prom był bardzo komfortowy i dwugodzinny rejs minął bardzo szybko, zwłaszcza, że krajobrazy były fantastyczne - mijaliśmy prawdziwie rajskie wyspy jak z obrazka.
Pierwszym przystankiem był Wayalailai Ecohaven Resort, w którym mieliśmy zaplanowane 4 noce. Zaletą tego miejsca jest bardzo fajna rafa tuż przy brzegu. Wynajęliśmy więc maski i płetwy (5F$ na dzień) i ponurkowaliśmy trochę na powierzchni. Oczywiście wrażenia fantastyczne - koralowce, tysiące rybek, fioletowe rozgwiazdy itd. Ukwiały z kolei były bardzo rzadkie. Nie udało się nam znaleźć nic szczególnie osobliwego - żadnych rekinów rafowych, żółwi itp. Widziałem tylko płaszczkę (taka mniej więcej 50cmx50cm), co - jak słyszałem - jest rzadsze od rekina.
Po południu zobaczyliśmy, jak duża jest różnica między przypływem a odpływem - w tamtym miejscu było to koło metra. Dużo lepiej snorkelinguje się podczas odpływu - rafa jest wtedy po prostu płyciej i w wodzie przy brzegu nie unoszą się się drobiny piasku z plaży.