Po dwóch dniach w Sa Pa nocnym pociągiem przybyliśmy do Hanoi. Tym razem zamiast kaszlących Wietnamczyków towarzyszyli nam bardzo mili Francuzi. Obiecany taksówkarz tym razem czekał na nas na dworcu.
Ostatnie dwa dni spędziliśmy na zwiedzaniu Hanoi i kupowaniu pamiątek. Najważniejszym zabytkiem jest słynna Świątynia Literatury i to tak naprawdę jedyne miejsce w Hanoi, które polecam bez zastrzeżeń. Poza tym zwiedziliśmy muzeum Ho Chi Minha (ekspozycja poświęcona mu zabrała tylko połowę powierzchni, reszta to wystawa gloryfikująca ostatnie osiągnięcia wietnamskiej partii komunistycznej), cytadelę, muzeum wojskowości oraz muzeum historyczne. Mauzoleum Ho Chi Minha było zamknięte, choć {przy całej sympatii dla tego niekwestionowanego bohatera Wietnamu) i tak nie miałem ochoty na odwiedzenie go.
Wybraliśmy się również na przedstawienie teatru lalek na wodzie. Przedstawienie na pewno warte obejrzenia, choć jak na mój gust trochę za głośne.
Został mi do spełnienia jeden z głównych celów podróży do Wietnamu, czyli zjedzenie psa. Na szczęście mieliśmy knajpkę oferującą ten przysmak tuż przy hotelu. Samo mięso wyglądało trochę podobnie do świńskiego boczku, ale brakowało mu rzecz jasna tego świńskiego zapachu. Zamówiłem wersję grillowaną z ziołami. Danie było bardzo dobre i gdy tylko będę miał okazję, zamówię je ponownie.
Pozostały czas wykorzystaliśmy na kupowanie pamiątek, wśród których nie mogliśmy zapomnieć o kawie chon (ziarna po przejściu przez układ pokarmowy pewnych wiewiórek). Ostatniego dnia obserwowaliśmy również wybory do parlamentu, do których władze zachęcały plakatami rozlepionymi w każdym możliwym miejscu.