Z uwagi na wczorajsze perturbacje z samolotem miałem dziś bardzo napięty plan. Przewidywał pobudkę koło 5.40 i wyjazd o 6.00. O 5.38 mój kierowca napisał, że jest już pod hotelem, więc nie kazałem mu długo czekać. Z drugiej strony nie trzeba było aż tak się spieszyć, przybyliśmy do pierwszego miejsca 20 minut przed czasem. A tym miejscem było
Sangiran, znane jako jedno z najważniejszych miejsc w historii paleoantropologii. Odkryto tu ponad 60 szkieletów człowiekowatych z rodziny
homo erectus - najwięcej na świecie. Niestety, jak to zwykle w takich miejscach bywa, doniosłość dla nauki nie przekłada się na doświadczenia dla zwiedzających. W Sangiran jest do obejrzenia muzeum historii naturalnej, ale wcale nie skoncentrowane na paleoantropologii – jest tu trochę geologii, paleontologii, historii wszechświata – ot, wszystkiego po trochu. Napisy po angielsku stanowią jakieś 10% tego, co jest napisane w bahasa indonesia. Są tu eksponaty, ale nie wiadomo, czy to oryginały, czy gipsowe odlewy (podejrzewam to ostatnie niestety). Miejsce na zaliczenie tylko dla fanów listy UNESCO. Tego typu miejsca są zazwyczaj jednymi z najsłabszych i naprawdę się cieszę, że z całej listy zostały mi (o ile dobrze liczę) tylko dwa – jedno pod Pekinem, drugie w RPA.
Na szczęście dalej było znacznie, ale to znacznie lepiej. Kolejnym przystankiem była monumentalna świątynia hinduistyczna
Prambanan wraz z mniejszymi, ale urokliwymi sąsiadkami. Prambanan pochodzi z IX w. n.e., a główny kompleks trzech świątyń poświęcony jest trzem najważniejszym hinduistycznym bóstwom – Brahmie, Śiwie i Wisznu. Świątynie są ogromne i pomimo zniszczeń, których doświadczyły w starych i obecnych czasach, prezentują się wyjątkowo okazale. Poza głównym kompleksem warto zajrzeć do świątyń towarzyszących, z których numerem jeden jest
świątynia Sewu.
Prambanan byłby z pewnością jednym z najwspanialszych zabytków w każdym kraju, ale ma pecha. Zaledwie półtorej godziny drogi stąd znajduje się bowiem najsłynniejszy zabytek Indonezji i jeden z najbardziej znanych w całej Azji – buddyjska świątynia
Borobudur. Po jej odwiedzeniu nawet tak świetne miejsce jak Prambanan musi trochę zblednąć. Borobudur pochodzi mniej więcej z tego samego okresu, co Prambanan, ale jest świątynią buddyjską – w zasadzie chyba najbardziej znanym (a przy okazji największym) buddyjskim zabytkiem na świecie. Współistnienie na tym samym terenie dwóch religii dobrze świadczy o tolerancji panującej ówcześnie dynastii Śailendrów. Co więcej, w hinduistycznym Prambanan znajdują się elementy buddyjskie, a w buddyjskim Borobudur – hinduistyczne. Borobudur jest większy i zbudowany z większym rozmachem oraz kunsztem architektury. Świątynia jest ogromna, przeznaczona do pielgrzymki od jej podstawy aż do szczytu. Pielgrzymce towarzyszą rozliczne posągi buddy w różnych pozach. Najwyższe piętra to piętra nirwany – symbolicznego końca buddyjskiego cyklu reinkarnacji. Na piętrze siódmym znajdują się stupy z posągami Buddy w środku, na ósmym – puste stupy z romboidalnymi prześwitami, na ostatnim – z kwadratowymi. Najbardziej widowiskowe jest piętro siódme, tym bardziej, że kilka stup zostało odkrytych i pierwotnie ukryte w nich posągi buddy są doskonale widoczne. To z tego piętra pochodzi chyba z 70% zdjęć całego Borobudur.
Program dnia wypełniłem szczelnie – dojechałem na lotnisko o 17.00, mając jeszcze komfortowe dwie godziny do kolejnego lotu. Wystarczyło czasu na powyższą notkę :)