Ten weekend miał wyglądać zupełnie inaczej. Jeszcze w marcu zarezerwowałem rejs do wyspy Skellig Michael w Irlandii i kupiłem bilety z Londynu do Cork z nadzieją, że moje drugie podejście do tego miejsca będzie udane. Niestety - za pierwszym razem moje plany pokrzyżowała pogoda, teraz przeszkody administracyjne. Z uwagi na zamieszanie w wydawaniu permitów zadecydowano, że bądą je wydawać dopiero od 3 czerwca – trzy dni po moim planowanym przyjeździe. Trzeba było wszystko odwoływać i planować dzień w okolicach Londynu. Dzięki temu przylecę do domu na głosowanie i Dzień Dziecka, a z wizytą na Skellig Michael będzie – mam nadzieję – do trzech razy sztuka.
Mając 12h w Anglii zdecydowałem, że zwiedzę obserwatorium w Greenwich oraz ogrody pałacu Blenheim. Tym samym skompletowałem listę UNESCO z południa Wielkiej Brytanii. Na wyspie zostały mi tylko dwa miejsca na samej północy, które mam nadzieję zwiedzić w sierpniu.
_____
Czas na podsumowanie naszej podróży. Mimo, że skomplikowana logistycznie, udała się w stu procentach (jeszcze raz dzięki Piotrek za super planowanie). Przejechaliśmy w sumie ok. 4100 km (przełożyło się to na jakieś 50h jazdy), w samej Kanadzie lecieliśmy 10 razy samolotem i cztery razy płynęliśmy promem. Amplitudy temperatur były dość ekstremalne – od 0 stopni do 26 przedostatniego dnia. W pierwszych trzech dniach pogoda nas nie rozpieszczała, za to pozostałe były super. Zwiedziliśmy 5 miejsc z listy UNESCO, w tym bardzo rzadko odwiedzane Anticosti. Doszły mi też 4 regiony NomadMania.
Powrót do Kanady był udany, choć bolączki sprzed jedenastu lat dały o sobie znać. Pierwszą jest fatalne jedzenie – unikaliśmy fast foodów jak mogliśmy, ale nawet w normalnych restauracjach dania prawie nie zawierały warzyw. Nic dziwnego, że statystycznego Kanadyjczyka łatwiej przeskoczyć niż obejść. Drugą bolączką jest drożyzna, ale dzięki podziałowi kosztów nie wydaliśmy wcale dużo. Średnio za jeden posiłek trzeba było zapłacić jakieś 25 dolarów kanadyjskich, czyli od 70 zł, za hotel – 350-500 zł do podziału na dwie osoby. Dobrze, że dolar kanadyjski stoi dziś nisko.
Koniec maja to trochę zbyt wczesna pora na Nową Fundlandię. Sezon zaczyna się od czerwca, pogoda wtedy powinna być lepsza. Jest więcej dostępnych miejsc noclegowych. Z drugiej strony trudniej wynająć samochód i dostać się do miejsc, które wymagają rezerwacji. Nam wszystko się udało, choć żałujemy słabej pogody w Gros Morne.
Dziękuję wszystkim za uwagę i już zapowiadam, że nie dam wam odpocząć. Kolejna podróż, tym razem rodzinna, już za dwa tygodnie. Znowu będzie to powrót po latach dla wszystkich oprócz Martyny, której podczas pierwszej podróży w te rejony jeszcze nie było na świecie.