Miło mi oznajmić, że jeden z nie tak wielu nieodwiedzonych „krajów” na Geoblogu przestał mieć status nieodwiedzonego. Zwiedziłem archipelag
Saint-Pierre i Miquelon, jedyną kolonialną pozostałość w Ameryce Północnej*.
Saint-Pierre i Miquelon to miejsce szczególne. Jest jedyną pozostałością Nowej Francji, ongiś ogromnego terytorium, obejmującego spory szmat Kanady. Podczas rozlicznych wojen Francji z Anglią miejsce to przechodziło z rąk do rąk, po to, aby od początku XIX w. nieprzerwanie przynależeć do Francji. I Saint-Pierre i Miquelon (mieszkańcy używają skrótu SPM, więc i ja będę używał) jest francuskie do bólu – płaci się tu w euro, nie stempluje paszportów członkom UE (choć wyspy nie należą do strefy Schengen), można w sezonie letnim bezpośrednio dolecieć do Paryża. Obecni mieszkańcy mają bardzo francuskie rysy twarzy, kuchnia tutejsza też jest bardzo francuska – jakaż miła odmiana od kanadyjskiego fastfoodowego jedzenia. Nie ma za to roamingu „like at home” – a w zasadzie w ogóle nie ma roamingu, polski telefon milczy.
SPM jest obecnie wspólnotą zamorską Francji, choć konia z rzędem temu, kto potrafi rozróżnić czym się to różni od departamentu zamorskiego, kraju zamorskiego czy terytorium zamorskiego. Na Saint-Pierre i Miquelon można się poza Paryżem dostać samolotem z Montrealu, Halifaxu i St. John’s. Z kanadyjskiego Fortune można tu przypłynąć promem i taką drogę wybraliśmy. Prom płynie półtorej godziny i tylko trzeba pamiętać, żeby przestawić zegarki o 30 minut do przodu. To osobliwe, bo przecież płyniemy na zachód, więc zegarki należałoby raczej przestawiać do tyłu. Najwidoczniej mieszkańcy SPM nie chcieli mieć większej różnicy czasowej z Francją – obecnie to tylko 4 godziny.
Co robić na wyspach? Ano za dużo do roboty tu nie ma, szczerze mówiąc. Archipelag składa się z dwóch wysp – małej Saint-Pierre i dużej Miquelon, nie licząc kilku pomniejszych wysepek. Na Saint-Pierre znajduje się stolica, w której mieszka ponad 90% ludności terytorium, czyli około 5500 osób. Stąd pływa prom na Miquelon, ale aby cokolwiek tam zobaczyć, biorąc pod uwagę godziny odpływu promów, trzeba spędzić praktycznie cały dzień. My spędziliśmy tu prawie całą dobę, ale z racji przypłynięcia po południu nie było już czasu na Miquelon.
Popłynęliśmy za to na małą wysepkę
Ile aux Marins, gdzie zrobiliśmy półtoragodzinny trekking. Można tam zobaczyć wioskę z oryginalnymi domami z końcówki XIX w., a przede wszystkim wrak statku Transpacific, który rozbił się u wybrzeży Saint-Pierre na początku lat 70-tych. Z wraku zostało bardzo niewiele, wszystko, co było do zabrania rozszabrowała lokalna ludność. Przechadzka nie była zbyt przyjemna – strasznie wiało, a temperatura odczuwalna spadła nawet do -8 stopni!
Z rana eksplorowaliśmy trochę wyspę Saint-Pierre. Dziś też nie było zbyt przyjemnie - temperatura wprawdzie podskoczyła tak, że można było zdjąć czapkę i rozpiąć kurtkę – ale nisko zalegająca mgła nie pozwoliła cieszyć się widokami. W dodatku obaj przemoczyliśmy buty.
Wrzucam trochę więcej zdjęć niż zazwyczaj – skoro od debiutu Geobloga minęło 20 lat zanim ktoś tu przybył, lepiej nie czekać na kolejną fotorelację.
*Jeśli nie liczyć duńskiej Grenlandii czy też brytyjskich Bermudów, które jednak leżą poza główną masą lądową kontynentu amerykańskiego.