Plan na dzisiaj miał być inny. Z Bhopalu jedyne sensowne połączenie jest z Agrą i na nie udało się kupić bilety. Ale okazało się, że Tadź Mahal jest zamknięte w piątki, w związku z czym szybko trzeba było się przeorganizować. Złapaliśmy 6-godzinny przejazd pociągiem do Dźajpuru w najniższej klasie i do tego bez rezerwacji miejsca. Przez pierwszą godzinę siedzieliśmy na brzeżku łóżka, potem mieliśmy więcej przestrzeni. Tym oto sposobem Kasia poznała już wszystkie indyjskie sposoby transportu.
Do Dźajpuru dotarliśmy koło 13.00, ale wiedziałem, że czasu nam wystarczy. Plan był prosty – trzy obiekty z listy UNESCO w tym mieście. A więc po pierwsze – sama starówka, nazywana „różowym miastem” – od lat 70-tych XIX w. większość domów jest różowa, zgodnie z zarządzeniem maharadży przed wizytą księcia Walii. A na różowo, bo to jest to kolor gościnności. W ogóle Dźajpur wyróżnia się pozytywnie wśród indyjskich miast, bo ma swoje w miarę spójne historyczne centrum. W tym centrum na uwagę zasługuje szczególny obiekt i kolejny wpis na listę UNESCO -
Jantar Mantar (nie będę tego spolszczał, jakoś tak fajniej wygląda w wersji angielskiej). Jantar Mantar to jedyne w swoim rodzaju obserwatorium astronomiczne z XVIII w., utworzone przez króla Sawai Dźai Singha. W kompleksie można podziwiać różnego typu instrumenty astronomiczne w wersji XXL – większość to duże lub wręcz ogromne budowle. Wszystko jest pięknie opisane, ale dla laika taki opis nie za dużo daje nie tylko po angielsku, ale nawet po polsku. W każdym razie fascynujące, że tego typu doświadczenia stanowiły rozrywkę miejscowych władców.
A inni władcy, z czasów nieco wcześniejszych, bardziej dbali o własne bezpieczeństwo. I tak nieopodal Dźajpuru znajduje się jeden z kilku(nastu) wspaniałych radżastańskich fortów na wzgórzach, również wpisanych na listę UNESCO. Dźajpurski zwie się
Fort Amer (Amber) i został wybudowany pod koniec XVI w., a więc za czasów Wielkich Mogołów. Fort Amer do dziś poraża wielkością i rozmachem, a umieszczony w nim pałac zachwyca kunsztem zdobień i klasycznymi arabskimi wzorcami wykonania. Miejsce jest przesadnie wręcz turystyczne – ale co zrobić, jesteśmy przecież w Złotym Trójkącie i jednego dnia widzieliśmy 10 razy więcej białych, niż podczas poprzednich 7 dni.
Chcieliśmy jeszcze pooglądać dźajpurskie pałace, ale mieliśmy zagwozdkę z powrotem do Agry. Miejsc w pociągach nie było, nie chcieliśmy też spędzać kolejnej nocy w autobusie. Ostatecznie przyspieszyliśmy i jedziemy do Bharatpuru autokarem, ale tak, żeby liznąć jeszcze trochę nocy w hotelu. Jutro bowiem prawdziwie wyczerpujący dzień.
PS Nie mogłem się powstrzymać przed wrzuceniem zdjęcia z instrukcją covidowego postępowania. My wszyscy w Europie robiliśmy to źle… :)